Gdy pewien krytyk zapytał Nikifora, po co maluje, ten odpowiedział: „Żeby ludzie widzieli, jak wygląda niebo, jak wygląda piekło”. Z tych samych powodów Krzysztof Krauze robi filmy.
– Sartre powiedział, że piekło to inni – mówi Krzysztof. – To nieprawda. Piekło tkwi w nas.
Gdy nie umiemy go zwalczać, dzień po dniu, godzina po godzinie, zło wygrywa. Tak jak w „Długu”, tak jak w „Placu Zbawiciela”. W „Długu” zwykli chłopcy stają się zabójcami. W „Placu Zbawiciela” zwykła rodzina doprowadza swoją ofiarę do samobójstwa.
– Krzysztof stał się moralistą, filozofem, a jednocześnie jako człowiek bardzo wrażliwy jest kimś w rodzaju poety – ocenia Juliusz Machulski, reżyser, szef zespołu Zebra, producent filmów Krauzego.
W „Długu” i w „Placu Zbawiciela” Krauze dokonuje wiwisekcji ludzkiej natury. Widzowie wychodzą z kina porażeni. Z poczuciem, że codziennie sami ocierają się o popełnienie zbrodni. Ze złości, z zawiści, a najczęściej ze strachu, obawy przed innymi. Chcemy przecież dobrze, ale lęk powstrzymuje przed zrobieniem ludzkiego gestu, potem następnego, więc pozostaje już tylko zatopienie się w nienawiści.
– Energia, która wyzwala się w trakcie wybuchu gniewu, potrafiłaby zapalić lampę w pokoju. Podróżowaliśmy z „Nikiforem” wraz z żoną i jednocześnie współautorką filmu do wielu krajów. W Indiach odkryliśmy, że tamtejsi ludzie są od nas mądrzejsi, doceniają umiar i łagodność¸ w sposób naturalny oczekują od innych, że będą grzeczni i sympatyczni tak jak oni sami. Mają rację. Czy widział ktoś kiedyś niemiłą kobietę lub źle wychowanego mężczyznę, którzy byliby sexy? – Krauze uśmiecha się szeroko.
Po filmach „Dług”, „Mój Nikifor”, „Plac Zbawiciela” obwołano go najlepszym reżyserem pokolenia. Twierdzi, że nie szuka poklasku, lecz harmonii ze światem, ze sobą.
Reklama