Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Szaleństwo roku

Politycy polscy wypowiadają tyle zdań nieodpowiedzialnych, szkodliwych czy po prostu głupich, że dokonanie ich rankingu jest zgoła niemożliwe. Na epitety, nawet gdy o „zdrajcach”, „chamach”, „pachołkach” mowa, przestałem już zwracać uwagę. Mój nauczyciel fizyki z liceum im. Tadeusza Reytana w Warszawie, kiedy usłyszał obelżywe określenie, komentował je krótkim: „Sam o sobie mówisz, ośle”, co wydaje mi się formułą celną, uniwersalną i wystarczającą w 99 proc. przypadków.

Co innego jednak, kiedy wypowiedzi naszych, pożal się Boże, „parlamentarzystów” uderzają już nie w poszczególne osoby, ale sedno wartości, na których opiera się każdy wolny i demokratyczny kraj. W tej mierze palmę pierwszeństwa przyznaję posłowi Joachimowi Brudzińskiemu. Po tym, kiedy bojówki Solidarności obległy Sejm i nie wypuszczały z niego deputowanych, oświadczył z całą dezynwolturą: „A cóż to za problem, że posłowie musieli pobyć na Wiejskiej półtorej godziny dłużej?”.

Jeżeli pan Brudziński rzeczywiście nie rozumie, w czym tu problem, to nie jest godzien sprawować w wolnym państwie jakichkolwiek publicznych funkcji. Otóż nie chodzi o to, że któryś z posłów mógł mieć chore dziecko, inny spotkanie o międzynarodowym znaczeniu, jeszcze inny ważniejszą randkę z kobietą (mężczyzną) swojego życia etc. Kwestia jest stokroć bardziej zasadnicza. W wolnym państwie prawa nikt, bez odpowiedniego prawnego mandatu, nie śmie porywać się na moją wolność udawania się, gdzie mi się żywnie podoba. To są rudymenta wolności osobistej. Nieważne – półtorej godziny, 10 godzin, 15 minut czy 10 lat.

Polityka 21.2012 (2859) z dnia 23.05.2012; Felietony; s. 112
Reklama