W końcu ile można informować o kolejnym tonącym statku, barce, szalupie czy tratwie. Owszem wiemy, iż każdy taki wypadek równa się ogromnej tragedii ludzkiej, ale powoli staje się to po prostu nudne. Jeszcze 71 ciał w samochodzie chłodni przy granicy austriacko-węgierskiej mogło na chwilę poruszyć wyobraźnię. Zadecydował o tym zapewne fakt, iż Austriacy mówili na początku o około 30 rozkładających się zwłokach. Dopiero policzywszy szkielety wydobyte z człowieczej mazi, doliczyli się siedemdziesiątki. Tak doszliśmy do szczytu makabry, który trudno już będzie przelicytować, więc kolejna tragedia będzie miała prawo tylko do jeszcze mniejszych czcionek.
Zresztą zajmować się tym wszystkim Europejczykom i Amerykanom ze Stanów Zjednoczonych trochę niewygodnie. Nieco tylko podrążyć temat i od razu wyłazi głupia kwestia współodpowiedzialności. Obaliliśmy w Iraku złego Saddama, posiedzieliśmy tam trochę, zaskarbiając sobie miłość tubylców torturami w więzieniach, pogardą i przemocą, potem daliśmy drapaka, pozostawiając broń, która od razu trafiła w ręce fanatyków, bo i w czyje miałaby trafić, skoro „przeszkolona” przez nas armia nie miała najmniejszej ochoty bić się o obcy jej kulturowo i religijnie amerykański ład. Obaliliśmy złego Kadafiego, przekazując władzę jakimś może i poczciwym figurantom, tyle że niemającym wpływów ani siły. Broń po Kadafim od razu trafiła w ręce fanatyków, bo i w czyje miałaby trafić. Podobnie w Afganistanie, Mali… Doprawdy, niezbyt jest przyjemnie przyznać, żeśmy sami krwawych szaleńców wychowali i uzbroili.
A teraz ci uchodźcy… Mało kto chce przyznać, że nie jest to żadna emigracja zarobkowa, marzenie o amerykańskich cudach i karierach.