Swoim optymizmem mogłaby obdarować pacjentów niejednego oddziału onkologicznego. Kay Kays 64-letnia blondynka niewielkiej postury, ubrana w jaskrawy fioletowy żakiet (kolor, który jednoczy chorych na raka trzustki z organizacji Pancreatic Cancer Action Network w USA), więcej czasu spędza w podróżach niż w domu w Phoenix w Arizonie. – Nie szczędzę czasu na rozmowy z chorymi, ich rodzinami i też z lekarzami pracującymi przy badaniach naukowych. Mój mąż się dziwi, skąd mam tyle energii, skoro żyję bez pęcherzyka żółciowego, części lewego płuca, śledziony i trzustki – wylicza Kay.
Trzustka, oprócz hormonu obniżającego poziom cukru, wydziela również do przewodu pokarmowego enzymy trawienne. Pani Kays musi więc regularnie przyjmować tabletki zawierające te substancje. – Jestem szczęściarą, to fakt. I dlatego postanowiłam swoim optymizmem zarażać innych. Jestem jedyną w USA pacjentką z rakiem trzustki, która żyje z tą chorobą 20 lat.
Gdy w 1994 r. z powodu silnego bólu brzucha Kay wylądowała w szpitalu z podejrzeniem kamicy pęcherzyka żółciowego, okazało się, że przyczyna leży tuż obok – właśnie w trzustce, w której znaleziono guz. W ciągu kilku miesięcy przerzuty były już widoczne w sąsiednich narządach.
– Rak w tym miejscu nawet we wczesnym stadium jest tak agresywny, że szybko atakuje inne organy – komentuje prof. Jarosław Reguła, kierownik Kliniki Gastroenterologii Onkologicznej z warszawskiego Centrum Onkologii. Trzustki nie otacza żadna torebka, więc komórki rakowe błyskawicznie przedostają się do krwiobiegu i naczyń chłonnych.