Marcin Rotkiewicz: – „Dorastanie na biednej farmie szybko nauczyło mnie ukręcać głowy kurom, które codziennie i z oddaniem karmiłam” – pisze pani w swojej książce „Moral-ność mózgu”. Naprawdę własnoręcznie zabijała pani drób?
Patricia Churchland: – Tak. Byłam wiejską dziewczyną mieszkającą w górzystym rejonie Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Na jednym ze slajdów do moich wykładów umieściłam zdjęcie bardzo skromnego wiejskiego drewnianego domku. W bardzo podobnej chacie mieszkałam w dzieciństwie.
Jak to się stało, że wiejska dziewczyna została jednym z najbardziej znanych na świecie filozofów specjalizujących się w zgłębianiu tajemnic mózgu?
Moi rodzice byli słabo wykształceni, ale zdawali sobie sprawę, jak ważna jest edukacja. I zachęcali mnie, bym skończyła liceum, a później poszła na uniwersytet. Choć w tamtym czasie wielu rolników z okolicy postrzegało posyłanie dzieci na studia jako marnowanie pieniędzy.
Jeszcze w szkole średniej zakochałam się w chemii i biologii. Tyle że akurat w tych dziedzinach kobiecie było wówczas bardzo trudno – a mam na myśli lata 50. XX w. – zrobić karierę. Jeden z moich wykładowców dał mi szczerą radę: nie masz szans zostać inżynierem lub realizować się w naukach przyrodniczych, szukaj szczęścia gdzie indziej.
I znalazła je pani w filozofii?
Bardzo chciałam zrozumieć, jak działa m.in. nasz umysł. Myślałam, że filozofia okaże się tą dziedziną, która przybliży mnie do odpowiedzi na tego typu pytania. Ale po jakimś czasie zorientowałam się, że filozofowie dyskutują niemal wyłącznie o słowach, a nie zjawiskach czy procesach.