Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Dzieci z czarnej dziury

Okna życia – porażka państwa

Różnica jest taka, że kiedyś osoba zostawiająca dziecko pociągała za sznurek dzwonka, a dziś alarm włącza się automatycznie. Różnica jest taka, że kiedyś osoba zostawiająca dziecko pociągała za sznurek dzwonka, a dziś alarm włącza się automatycznie. ARTUR BARBAROWSKI / EAST NEWS
Od kiedy reaktywowano w Polsce w 2006 r. tzw. okna życia, trafiło do nich 40 niemowląt. Nigdy nie dowiedzą się, kim są i dlaczego zostały podrzucone.
Wrocław - „Okno życia” przy ulicy Rydgiera.Wojtek Wilczynski/Forum Wrocław - „Okno życia” przy ulicy Rydgiera.

Artykuł został opublikowany w POLITYCE w październiku 2012 roku.

Inicjatorem otwarcia na powrót okien życia w Polsce był kardynał Stanisław Dziwisz: wszystkie dzieci są nadzieją Kościoła i każde trzeba ratować. W trzy miesiące od otwarcia pierwszego, w Krakowie, znaleziono w nim niemowlaka – dziewczynkę. Okna mają zapobiegać aborcji i porzucaniu dzieci w przypadkowych miejscach.

Trafunkowe

Z takich samych powodów w 1736 r. uruchomiono okno, a właściwie koło życia w warszawskim domu podrzutków księdza Piotra Baudouina, gdzie znoszono także noworodki znalezione na ulicach Warszawy i przywożono z innych miejscowości często w stanie agonalnym, karmione przez drogę skwaśniałym krowim mlekiem, papką z chleba, piwem i co tam woźnica miał pod ręką.

W latach 40. XIX w. do domu podrzutków trafiało ok. 1,7 tys. dzieci rocznie. Polska nie stanowiła tu wyjątku. W 1833 r. np. we Francji przyjmowano codziennie 90 takich dzieci.

W XVIII czy XIX w. dzieci powszechnie zabijano. Pismo kobiece „Bluszcz” alarmowało, że znajduje się je utopione w byle kałuży, w studniach, w Wiśle, uduszone albo umarłe na ulicy z zimna i głodu. A i te podrzucone do Baudouina niemowlęta masowo umierały m.in. na gruźlicę, ospę, skrofulozę, żółtaczkę, świerzb i syfilis odziedziczony po rodzicach (co piąte). Najwięcej ginęło z powodu zaburzeń w układzie trawiennym. Ich twarze, pisał któryś z lekarzy w sierocińcu, „pokrywają zmarszczki, które wejrzenie starości nadają, a one umierają wyraźnie zagłodzone”. W 1840 r. umierało co piąte dziecko, w parę lat później – co trzecie. W 1848 r. śmiertelność dochodziła do 61 proc.

Większość tych dzieci to były „owoce grzechu biednych panien służących” – pisał „Bluszcz”.

Polityka 44.2012 (2881) z dnia 29.10.2012; Kraj; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Dzieci z czarnej dziury"
Reklama