Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Bunt Czerwonych Koszul

W Tajlandii wrze

Problemem w Bangkoku są dziś zarówno „Czerwone Koszule” jak i oficerowie Tajskiej Armii Królewskiej. To oni obalili w roku 2006 ówczesnego premiera Thaksina Shinawatrę, którego „Koszule” chcą przywrócić.

Ich czerwień nie ma nic wspólnego z komunizmem, choć są biedakami. Ale średni biedak w Bangkoku to na azjatyckie stosunki człowiek dość zamożny. Thaksin, choć miliarder, okazywał im sympatię podsypywaną groszem z kiesy własnej lub państwowej, co w świecie korupcji oznacza jedno – populizm zinstytucjonalizowany. Oficerowie – ma się rozumieć czyści jak łza – musieli położyć temu kres, spodziewając się, że Król przymknie na zamach niedowidzące oko. Musieli też liczyć na inne półprzymknięte oko – połączonych sztabów sił zbrojnych USA, ponieważ Tajlandia, mocarstwo regionalne, odgrywa ważną rolę jako najważniejszy w Azji Południowej sojusznik militarny Stanów Zjednoczonych.

Demokracja amerykańska nie akceptuje rządów wojskowych, a te po zamachu trwały przez rok, do wyborów 2007. Zwyciężyła partia Thaksina, ale Sąd Najwyższy odsunął od władzy dwu kolejnych jej premierów, ogłaszając werdykt, który w Kongresie USA uznano za kontrowersyjny. Na ulice wyszli demonstranci protestując przeciwko wykorzystywaniu Sądu przez opozycyjną wobec Thaksina Partię Demokratyczną, zainstalowanego na urzędzie premiera Abhisita Vejjajivy. Zablokowano wtedy międzynarodowe lotnisko w Bangkoku. Przerwano spotkanie na szczycie szefów państw Azji Południowo-Wschodniej w tajskim kurorcie Pattaya, a jego uczestników trzeba było ze wstydem ewakuować helikopterami. Przeciwko Thaksinowi demonstrowały „Żółte Koszule” magnata medialnego Sondhiego Limthongkul, głosząc hasła walki z korupcją. Reprezentują one średnie i wyższe warstwy Bangkoku, sympatyzujące z rojalistami i armią. „Czerwone Koszule” z kolei to lojalne wobec Thaksina warstwy uboższe, które domagają się obalenia nielegalnego ich zdaniem rządu.

Reklama