Kiedy rok temu tymczasowy parlament Nepalu pod przywództwem maoistów naszkicował nową konstytucję, znalazł się w niej zapis o tym, że w planowanych wyborach do parlamentu ma startować 33 proc. kobiet. Zainteresowane obawiały się, że partie wprawdzie spełnią obowiązek, ale wystawią słabe kandydatki, których przegrana z męskimi rywalami będzie pewna.
Obawy się nie spełniły. Nowy parlament nepalski jest wyjątkowo żeński. 30 pań wybrano w głosowaniu na poszczególnych kandydatów w okręgach, a 161 weszło do zgromadzenia z list partyjnych. Około jedna trzecia deputowanych kobiet znalazła się w nowym parlamencie z ramienia maoistów. Frekwencja wyborcza była wysoka, ponad 60 proc. Zmobilizowały się zwłaszcza kobiety.
Kiedy pierwsza euforia minęła, niektórzy pytają, czy kobietom z prowincji uda się zrealizować tak postępowe hasła w patriarchalnym społeczeństwie?
Lekcja głosowania
To na kobietach spoczywa teraz obowiązek reprezentowania 20 proc. społeczeństwa, które do tej pory było w polityce pozbawione głosu. Nowy nepalski parlament okazał się nawet bardziej reprezentatywny niż wiele innych parlamentów w krajach z długą tradycją demokratyczną. Po raz pierwszy posłem został też polityk, który jest zdeklarowanym homoseksualistą. W tak licznej reprezentacji kobiet i mniejszości niektórzy widzą dowód na zachodzącą w Nepalu rewolucję społeczną. „Kobiety rywalizowały z czołowymi liderami największych partii i wygrały uczciwie, dużą liczbą głosów", mówi Sharmila Karki, przewodnicząca organizacji Jagaran Nepal, która monitorowała wybory.
Inni jednak nadal nie wierzą, że kobiety mogą napisać dobrą konstytucję.