Przede wszystkim chodzi, oczywiście, o dobro klientów. Kredyt w obcej walucie jest nierozerwalnie związany z ryzykiem kursowym. Przez długi czas, gdy złoty praktycznie bez przerwy się umacniał, spłacający takie pożyczki mogli się cieszyć, bo ich raty z upływem czasu malały. Ale okres światowego kryzysu pokazał, że w sytuacji płynnego kursu walutowego, a taki ma nasz złoty, może zdarzyć się wszystko.
Jeszcze latem 2008 r. za 1 euro płaciliśmy 3,30 zł, a kilka miesięcy później nawet 4,90 zł. W tym roku na szczęście kurs polskiej waluty ustabilizował się w okolicach 4 zł za euro. Ale KNF słusznie przypomina, że nie wiemy, co będzie dalej. Prognozy analityków zakładają, że złoty znów powinien powoli się umacniać wobec euro, choć nie więcej niż o 0,2–0,3 zł rocznie. Te przewidywania nie uwzględniają gwałtownych wydarzeń, które mogą się przytrafić światowej gospodarce. Natomiast doświadczenie minionych dwóch lat uczy, że gdy tylko rynki panikują, zaczyna się masowa ucieczka od walut państw na dorobku, takich jak Polska, i to bez względu na aktualne wyniki ekonomiczne kraju.