W kampanii prezydenckiej w 2005 r. kandydat Donald Tusk mówił (we „Wprost”), że „nadchodzi czas końca cesarstwa i dworskiego ceremoniału. Całą sieć letnich i zimowych rezydencji głowy państwa trzeba po prostu zlikwidować”. Kontrkandydat Lech Kaczyński zapowiedzi Tuska uznał za trącące populizmem. „Urząd prezydenta musi cechować pewien prestiż” – mówił, określając zarazem styl rządów Aleksandra Kwaśniewskiego jako zbyt dworski. Zapowiedział jednak rezygnację z części obiektów. Na pierwszy ogień miał pójść pałacyk w Wiśle, „który w razie mojej wygranej przekażę na cele społeczne”. Kaczyński wygrał, ale przez 4,5 roku prezydentury żadnej rezydencji się nie wyzbył.
Bronisław Komorowski od lat ma prywatny letni dom w Budzie Ruskiej. Ale to, jak i konieczność cięć w publicznych wydatkach, nie wpłynie na liczbę prezydenckich rezydencji. Odpowiedziano nam, że „w chwili obecnej Kancelaria Prezydenta RP nie planuje sprzedaży żadnego z obiektów”. Nie zmienią się zasady ich wykorzystywania. Rezydencje Hel i Promnik (w Rudzie Tarnowskiej) przeznaczone są jedynie dla prezydenta RP. Wisła i Lucień (niedaleko Gostynina) to obiekty otwarte dla każdego. Ciechocinek jest miejscem spotkań i wystaw. Rzadko, tylko na indywidualnie rozpatrywany wniosek, wynajmuje się rezydencję w Klarysewie. (M.H.)