Archiwum Polityki

Deklaracja żoliborska

W 1949 r., w Berlinie, jako dziesięcioletnie pacholę zapytałem mojego wuja – który świetnie znał się na muzyce klasycznej – kto wygra trwający wówczas konkurs chopinowski? – Pierwsza nagroda będzie podzielona pomiędzy Rosjankę i Polkę – odpowiedział wujek, jak się okazało – trafnie, ponieważ nagroda została podzielona pomiędzy Halinę Czerny-Stefańską i Bellę Dawidowicz.

Od tamtego czasu nasze podporządkowanie Rosji jeszcze się pogłębiło. Jako przedstawiciel inteligencji żoliborskiej pragnę dać wyraz swojemu oburzeniu kolejnymi decyzjami, jakie zapadają w naszym kraju. Wprowadzenie tylnymi drzwiami pięciu przedstawicieli Rosji do finału konkursu chopinowskiego jest skandalem, jaki nie mógłby się zdarzyć w żadnym niepodległym kraju. Gdyby pan Waldemar Dąbrowski miał odrobinę godności, podałby się do dymisji. Tylko w kondominium możliwe jest, żeby co drugi finalista pochodził z sąsiedniego mocarstwa postkomunistycznego. Nawet w Korei Północnej czy w Południowej jest nie do pomyślenia, żeby połowa finalistów tamtejszego konkursu chopinowskiego była z sąsiednich Chin, które zresztą są potęgą i mają więcej klawiszy niż jakikolwiek inny kraj na świecie.

W Kanadzie ani w Meksyku – państwach sąsiadujących z supermocarstwem – nie zdarzyło się, żeby tamtejsze konkursy chopinowskie padły łupem Białego Domu, i to pomimo że prezydenci Truman oraz Nixon, nie mówiąc już o Condoleezzie Rice, grali na fortepianie, w odróżnieniu od panów Wałęsy, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego i Komorowskiego. Pan Tusk, owszem, gra, ale w piłkę kopaną. Pan Sikorski ćwiczy, owszem, ale jazdę terenową na motocyklu z przyczepą. Pan Komorowski zawiesił podobno swój instrument na kołku, a tu trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.

Wśród pozostałych finalistów w Warszawie zabrakło przedstawicieli Stanów Zjednoczonych – naszego głównego sojusznika, ostentacyjnie ignorowanego przez panów Tuska i Sikorskiego, nie mówiąc o panu Komorowskim, który dotychczas nie raczył pofatygować się do Waszyngtonu. Sikorski utrzymuje, jakoby położył na biurku sekretarza obrony Gatesa listę naszych oczekiwań w zamian za miejsce w finale konkursu chopinowskiego (jedno miejsce – trzy Patrioty, za pierwszą nagrodę – wyrzutnia), ale ministra nie było wówczas w gabinecie i nie podjął tej oferty, skądinąd żałosnej. Na giełdzie pianistycznej w Zurichu kurs akcji chopinowskich stoi znacznie niżej niż trzy Patrioty. Kurs spadł pod rządami Platformy i Amerykanie o tym wiedzą.

Tylko w warunkach całkowitego podporządkowania możliwe jest oddanie połowy (!) miejsc w finale reprezentantom Moskwy. Tusk i Putin podzielili się po połowie, ale połowa Putina jest pięciokrotnie większa od połowy Tuska. Podczas bowiem, kiedy Kreml całą swoją pulę rozdzielił między Rosjan (ani jednego Gruzina lub choćby Czeczena), pan Tusk swoją roztrwonił, zachowując tylko jedno miejsce dla Polski. W swoim lizusostwie targowica nie ma wstydu. Granice wysługiwania się dla premiera nie istnieją. Oddawszy połowę tortu Moskwie, pan Tusk dołożył jeszcze wisienkę, jaką jest pierwsza nagroda. Świat dowiedział się o tym ze zdumieniem. Każdy, kto nie był wychowany na podwórku, każdy, kto ma odrobinę kultury i pianino w domu i może na nim ćwiczyć „Orędzie do przyjaciół Rosjan”, przyzna, że Austriak i Bułgar grali lepiej od Rosjanki. Oto do czego doprowadzono: Bułgar gra lepiej od Polaka. A czym była Bułgaria wczoraj? Złote Piaski i olejek różany. Zamiast nagrodzić Bułgara, Tusk i Sikorski klęczą zasłuchani w kremlowskie kuranty. To jest ich kamerton. Obaj mają na rękach łzy zawiedzionych pianistów. Kiedy ci panowie podadzą się do dymisji?

Jury „jakby przestraszyło się wskazać, który z indywidualistów jest najlepszy” – pisze Jacek Marczyński, publicysta „Rzeczpospolitej”. Kogo przestraszyło się jury? – Moim żoliborskim zdaniem, przestraszyło się Putina, który „postawił na mocną promocję rosyjskiej kultury w świecie”. Narodowe teatry i szkoły artystyczne otrzymują „ogromne pieniądze”. Nic dziwnego, że „Moskwa i Petersburg odbudowały swe dawne pedagogiczne imperia” – pisze red. Marczyński i trudno się z nim nie zgodzić. Moskwa jest perfidna: jak nie gazem, to baletem, jak nie ropą, to muzyką, jak nie Rachmaninow, to Chopin – Kreml na wszystkie sposoby podporządkowuje sobie Polskę i Europę. Ja ostrzegałem, ale partia rosyjska w Polsce pozostaje głucha na nasze fortissimo. Putin wziął klawisze białe, a Tusk dostał te mniejsze – czarne. I tak jest na każdym kroku.

Gdziekolwiek coś dają, nas pomijają. Nikt (poza nami) nie walczy o nasze polskie interesy. Nobel? Szkoda słów. Medycyna, chemia, ekonomia, ba, nawet pokojowa nagroda nas ominęła. A nagrodę z fizyki dostali dwaj Rosjanie z Manchesteru. Tusk, zgodnie ze swoją zasadą „jakoś to będzie”, polenił się, za to Putin i jego służby wszystkiego dopilnowali. Nawiasem mówiąc, co za tupet! Jak gdyby w Anglii nie było dość fizyków angielskich. Kiedy ja zostanę premierem, nikt żadnych Rosjan w Polsce nagradzać nie będzie. Może przyjmę pokojową Nagrodę Nobla, ale tylko jeśli Komitet Noblowski najpierw mnie przeprosi.

Nike? Tu nie liczyliśmy na wiele, bo to nagroda kapepowców, Rymkiewicz cudem dostał, ale jest jeszcze Marcin Wolski – kiedyś, przecież, ich człowiek. Agora jednak jak zwykle dała swojemu. Słobodzianek wiedział, co robi – nieprzypadkowo napisał o Jedwabnem, pracował w „Polityce”, pokazał Polaków w krzywym zwierciadle, nic dziwnego, że jest pieszczochem „Wyborczej”. My z tym nie chcemy mieć nic wspólnego. Ale nagrody żal.

Na domiar złego „układ” zdołał usunąć Janusza Śniadka ze stanowiska przewodniczącego Solidarności. „My się nie gniewamy na rząd, bo jego premierem jest Donald Tusk. A odkąd został zaprzysiężony, Bronisław Komorowski jest również moim prezydentem” – te oburzające słowa padły z ust nowego przewodniczącego, niejakiego Piotra Dudy. Komorowski prezydentem – czy to nie absurd? Nie gniewamy się na Tuska? – To pod czyim będziemy się zbierać mieszkaniem?

No i na koniec ta nagroda dla dziennikarza 20-lecia, Baczyńskiego. Finaliści polskojęzyczni, przerażający: Baczyński, Michnik, Żakowski. Układ trzyma media w żelaznym uścisku. Jakie dwudziestolecie – taki laureat. Ja mu wywiadu nie udzielę – chyba że mnie przeprosi.

Daniel Passent

Polityka 44.2010 (2780) z dnia 30.10.2010; Felietony; s. 104
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną