Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Nie udźwignęły legendy

Jarosław Kaczyński, wyrzucając dwie posłanki ze swojej partii, nie usunął wrogów PiS, którzy skłaniają się na przykład ku Platformie. Elżbieta Jakubiak zasłynęła z wielu bardzo przykrych słów o partii Tuska (oraz z wyjątkowych aktów lojalności wobec szefa), a Joanna Kluzik-Rostkowska zrobiła dużo, aby prezes PiS wygrał ostatnie wybory prezydenckie. Obie, tak jak wcześniej Marek Migalski, krytykowały swoją partię nie dlatego, że uznawały cele i program PiS za nieszlachetne, zakłamane i zagrażające demokracji. One jedynie chciały, aby ich ugrupowanie mogło pokonać nadzwyczaj szkodliwe, ich zdaniem, rządy Platformy. Dlatego pragnęły, aby PiS upodobnił się, choćby dla zmyłki, do normalnych politycznych formacji, zaczął mówić bardziej ludzkim językiem, pozbył się otoczki zdziwaczałej sekty. To najpewniej nie miało być prawdziwe, ale miało być skuteczne. A przybliżając wyborcze zwycięstwo, wzmocniłoby także ich osobistą pozycję w ugrupowaniu.

Ale Jarosław Kaczyński nie chce takiego zwycięstwa. On chce triumfu totalnego, na swój sposób szczerego. Zamierza wygrać w towarzystwie Błaszczaka, Ziobry, Kurskiego, Brudzińskiego, Kuchcińskiego, Macierewicza i Kempy. Tylko takie zwycięstwo, wespół z tymi właśnie, a nie innymi ludźmi, jest w stanie upokorzyć Platformę w wystarczającym stopniu. Jedynie wówczas jasność pokonująca ciemność będzie wystarczająco jasna. Wygrana z twarzami Kluzik, Jakubiak, Poncyljusza, Ołdakowskiego czy Kowala to nie to samo, nie dałaby pożądanej satysfakcji. Byłaby nieprawdziwa, socjotechniczna, zbyt wpisana w znienawidzony system. Pokonanie Platformy musi być spektakularne, z pozycji krucjaty moralnej wyprowadzonej spod smoleńskich lasów i wzgórza Wawelu.

Polityka 46.2010 (2782) z dnia 13.11.2010; Flesz. Kraj; s. 6
Reklama