Uczelnie się odchudzają

Uczelnie publiczne nie zarobią w tym roku akademickim ok. 20 mln zł, bo brakuje chętnych na studia wieczorowe i zaoczne. Politechnika Krakowska zrezygnowała m.in. z matematyki, inżynierii materiałowej, architektury krajobrazu, fizyki technicznej. Studiowanie tych kierunków kosztowało 1,9–3 tys. zł. Uniwersytet Jagielloński nie uruchomił 50 specjalności na 20 kierunkach, Uniwersytet Warszawski – na ok. 20 kierunkach, przy czym chodzi tu głównie o wieczorowe studia magisterskie. Zdaniem Anny Korzekwy, rzeczniczki UW, liczba przyjętych jest mniejsza niż zakładano z kilku powodów: niżu demograficznego, egzaminów, niewielkiej liczby studentów studiów licencjackich, którzy obronili się w terminie i mogli podchodzić do rekrutacji na magisterskie (dlatego niektóre wydziały przeprowadzą rekrutację dopiero w semestrze letnim), studia wieczorowe znacznie trudniej łączyć z pracą niż studia zaoczne, dlatego zaoczne są chętniej wybierane przez studentów. Anna Korzekwa nie zgadza się z tezą, że studenci wolą uczelnie niepubliczne. – Z prowadzonych przez nas badań wynika, że kandydaci na studia na UW, oprócz naszej uczelni, wybierają też inne uczelnie publiczne. I w pierwszej kolejności próbują dostać się na studia stacjonarne – u nas lub u konkurencji. Dopiero jeśli im się nie powiedzie, rozważają podjęcie studiów płatnych – zapewnia.

Jednak w skali kraju na uczelniach publicznych nie wystartowało kilkaset kierunków studiów wieczorowych i zaocznych. Z danych MNiSW wynika, że powodem zaprzestania rekrutacji na znakomitej większości była niewystarczająca liczba kandydatów. A gdy już młodzi za naukę płacą, wybierają uczelnie niepubliczne, wychodząc czasem z założenia, że w gruncie rzeczy kupią dyplom. „Choćbym nie umiał zliczyć do trzech, nikt mnie nie wyrzuci” – pisze internauta. Co ambitniejsi argumentują jednak, że uczelnie niepubliczne stwarzają lepsze warunki nauki. Łatwiej na przykład o bezpośredni kontakt z profesorem. (big)