To jednak melodia przyszłości. Na razie praca policjanta jest nadal stresująca i niebezpieczna, o czym świadczy przypadek naruszenia nietykalności cielesnej jednego z funkcjonariuszy przez znanego działacza Kampanii Przeciw Homofobii Roberta Biedronia. Doszło do niego 11 listopada w stolicy, gdy grupa agresywnie usposobionych gejów, antyfaszystów i przedstawicieli lewicy zaatakowała pokojowy marsz sympatyków ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. Biedroń – działacz znany wszystkim z wiadomej strony – miał być zdaniem policji jednym z atakujących.
Patriotyczną młodzież przed atakiem musiała ochraniać policja. W trakcie interwencji jeden z funkcjonariuszy znalazł się razem z agresywnym Biedroniem w radiowozie (niewykluczone, że został tam przez niego wciągnięty siłą). Zdaniem tego funkcjonariusza, w środku Biedroń nadal zachowywał się agresywnie, na skutek czego po zajściu stwierdzono u niego drobny uraz kręgosłupa, sińce i otarcia. Ze źródeł policyjnych przytoczonych przez „Gazetę Wyborczą” wynika, że w pewnym momencie Biedroń – cynicznie wykorzystując nadarzającą się okazję – miał nawet chwycić funkcjonariusza za jego pałkę.
Kilka godzin po tym wydarzeniu Biedroń w dalszym ciągu przejawiał agresję, twierdząc, że to on został pobity w radiowozie.