Tam gdzie w pierwszej turze nie udało się wybrać wójtów, burmistrzów czy prezydentów, od północy w piątek znów nastanie cisza wyborcza. Dwa tygodnie temu złamano ją kilkadziesiąt razy. Najczęściej za pomocą esemesów, rozwieszania nowych plakatów i rozdawania ulotek. Posypały się kary do ustawowej wysokości 5 tys. zł.
W USA i większości krajów UE cisza nie obowiązuje. W tym tygodniu w Sejmie odbędzie się drugie czytanie kodeksu wyborczego, nad którym posłowie pracują od dwóch lat. Poseł PiS Andrzej Dera planuje zgłosić poprawkę, by skrócić ciszę tylko do dnia wyborów. Nie ma jednak szans na jej przegłosowanie. Czy cisza wyborcza ma sens, zapytaliśmy posłów i ekspertów z komisji pracujących nad kodeksem.
Andrzej Dera (PiS): Ten temat w ogóle nie był dyskutowany. Wszyscy zgodziliśmy się, że cisza wyborcza jest potrzebna. Uznałem jednak, że w drugim czytaniu wniosę poprawkę, by trwała ona tylko w dniu wyborów do końca dnia głosowania. Uważam, że ciszę trzeba utrzymać, bo w czasie głosowania mogłyby się pojawić nieprawdziwe sondaże czy plotki błędnie wskazujące na zwycięstwo jednego z kandydatów i nagła mobilizacja przeciwników mogłaby wpłynąć na wynik wyborów.
Witold Gintowt-Dziewałtowski (SLD): Nic się takiego nie wydarzyło, aby zmieniać to, co dobrze funkcjonuje. W wielu krajach demokratycznych zachowuje się ciszę wyborczą. Ludzie mają prawo przez te 24 godziny w spokoju zastanowić się, na kogo zagłosować. Cisza dobrze wpływa też na przebieg wyborów.
Marek Wójcik (PO): Na tym etapie rozwoju demokracji, na jakim jest Polska, cisza wyborcza jest potrzebna. Najważniejsze partie polityczne nie dojrzały jeszcze do tego, aby w dniu wyborów nie posuwać się do wzajemnych oskarżeń.