Halina Bortnowska, była redaktorka katolickiego miesięcznika „Znak”, rzuciła hasło zwołania synodu Kościoła w Polsce. To jej reakcja na głośny list lubelskiego dominikanina Ludwika Wiśniewskiego, opublikowany w „Gazecie Wyborczej”. Ojciec Wiśniewski napisał go do nuncjusza Celestino Miligiore, a przesłał do wiadomości kilku czołowych polskich dostojników kościelnych. Kiedy ktoś tak wybitny jak Wiśniewski opisuje, jak widzi kondycję polskiego Kościoła, warto się nad diagnozą zastanowić.
Duchowny ostrzega, że „widmo hiszpańskiego Kościoła przybliżyło się”. Jakie to widmo? Kościół pustoszejący wskutek braku refleksji nad rzeczywistością, w jakiej ma pełnić swą misję. Z podzielonym episkopatem i duchowieństwem, z grupami krzykliwych fundamentalistów wysuwających się na czoło i odpychającą młodych „wykrzywioną twarzą”, klepiący „święte frazesy”, piętnujący „zgniliznę” Zachodu i tropiący antychrześcijańskie czy antykościelne spiski.
Diagnoza jest trafna. Ma siłę perswazyjną, bo jej autor mówi z wewnątrz Kościoła. Nie można Wiśniewskiego ustawiać sobie jako agenta sekularyzmu i „rozbijacza”, jak to już czynią reagujący na upublicznienie listu prominentni duchowni.
Ojciec Wiśniewski wylicza tematy do debaty, jaka jego zdaniem jest potrzebna w Kościele, aby wyszedł z obecnej złej kondycji: czarno-białe schematy opisywania rzeczywistości, plusy i minusy naszego członkostwa w UE, bilans odrodzonej demokracji, wychowanie religijne młodego pokolenia, relacje państwo–Kościół, dialog z prawosławiem, ocena mediów katolickich, z mediami ojca Rydzyka na czele.
Uważam, że to mogłaby być w zalążku agenda synodu, czyli rodzaju „zgromadzenia parlamentarnego” katolików polskich, który postuluje Bortnowska.