Archiwum Polityki

Patrzę na twoją biografię

Nie mąćcie ludziom wody w głowie! – napominał profesor Hugo Steinhaus. Sławny matematyk mógł sobie pozwolić na podobną przestrogę. Mimo wszystko żył w spokojniejszych czasach. Jego pozycja w środowisku uniwersyteckim pozwalała na mówienie otwartym tekstem. Kiedy partyjny funkcjonariusz domagał się, żeby usprawiedliwił swoją nieobecność na jakiejś akademii ku czci, profesor replikował: – Lepiej wy usprawiedliwcie swoją obecność!

To dygresja. Mącenie w skołatanych głowach stało się dzisiaj normą. Stale jesteśmy czymś zaskakiwani. Czy ja wiedziałem, że mamy „lud pisowski?”. Wychynął nagle, zajął należne ludowi terytorium, dołączył do niego burzliwy i targany emocjami przylądek Dorn. A nie łaska, wzorem innego ludu, też wybranego, najpierw przez ileś tam lat połazić po pustyni? Przewodnik stada jest, Pustynia Błędowska czeka na piechurów. Niech się wygadają i wykłócą do woli, zanim już wyciszeni dotrą do Ziemi Obiecanej – IV RP.

W kwestii pisowskiego ludu okazałem się ignorantem. Nie przewidziałem także, ile atrakcji zapewni nam Sejm. Kilkakrotnie dziwiłem się, że na Wiejską prowadzi się szkolne wycieczki. Przecież – insynuowałem – może zdarzyć się tak, że dzieciaki natkną się na posła lub posłankę w stanie wskazującym, usłyszą mowę ojczystą zredukowaną do poręcznych skrótów, zobaczą pustą salę podczas tak nieważnych debat jak budżet. Podobne obrazki mogą zdemoralizować małolatów.

Wypada mi odwołać kalumnie zrodzone z małej wiary i wiadomych podszeptów. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, w Sejmie będziemy mieli żłobek. To rozumiem: po kontroli, czy aby córcia lub synuś nie przyszli na świat dzięki metodzie in vitro, znajdą się na Wiejskiej łóżeczka, kojce, grzechotki i pluszaki. Upadnie bezczelny zarzut, że dla niektórych parlamentarzystów posłowanie to żłób. Jaki żłób? Żłobek specjalnej troski: niemowlaki oswojone z bufetem, korytarzami, schodami zajmą niebawem fotele w sali plenarnej, wślizgną się do loży prezydenckiej, obsiądą ławy rządowe. Właściwie zaraz po otwarciu żłobka należy zabierać maluchy na sesje i obrady komisji. Czy słodkie gaworzenie nie milsze od przemówień? Czy płacz niemowlaka nie brzmi szczerzej od szlochów? No a te wyliczanki starszaków, przecież to będzie radość dla uszu:

Elemele-dudki/Prezes, choć malutki
Jest mocarzem ducha/Cały świat go słucha…

Warto zabiegać, by projekt sejmowego żłobka doczekał się realizacji. Zamiast narzekań, że władza dziadowska, rząd gnuśny, prezydent przypadkowy, usłyszymy chórek radosnych głosów:

Koci, koci łapci, nic nie weźmie Szwab ci,/nic nie weźmie Ruski, z oczu spadły łuski…

W ustach dzieci takie dobrosąsiedzkie odzywki, oceny sytuacji międzynarodowej są czymś naturalnym. Kiedy dziecięcym chorobom prawicowości i lewicowości ulegają dorośli, to kłopot dla biografów, a ciągle ich przybywa. Nie ma dnia, by w księgarniach nie obciążyła półek kolejna biografia bądź autobiografia.

Zachowały się opowieści na wielu stronach (plus przypisy) o sportretowanych, którzy swoim zachowaniem potwierdzali narrację biografów. Ten film nigdy nie został nakręcony, zarys scenariusza wracał jednak w rozmowach toczonych w inteligenckich kuchniach w Moskwie, Leningradzie, Kazaniu. Młody reżyser marzył o tym, by nakręcić dokument o Stalinie na Kremlu. Były to już ostatnie lata rządów dyktatora. Filmowiec jakimś cudem ulokował się na dachu, skąd widać było sławne okno. Jak w wierszu Nerudy – światło długo nie gasło. Tyle że w pewnej chwili przechadzający się generalissimus zatrzymał się przy łóżku, obudził śpiącego w nim mężczyznę, wcisnął mu w dłoń fajkę i położył się na jego miejscu przykryty kocem. A sobowtór – widoczny w zbliżeniu na miarę ówczesnej techniki – kontynuował przechadzkę, strząsając popiół i dumając o losach świata.

Co tam Stalin, filmy o nim, sterty biografii, przyczynków do życiorysu. Nas czeka większa sensacja: zapowiedziany przez Wajdę film o Wałęsie. Tytuł już jest: „My, naród polski”. Dialogi i monologi bohatera to gwarantowany dodatni plus. Postacie towarzyszące z pewnością napędzą widzów do kin, bo to przecież Pan Mietek, ksiądz Cybula, kancelaryjni intryganci, może nawet Matka Boska z Wałęsą w klapie. Nareszcie niedowiarki zobaczą sławny skok przez płot i długopis-relikwię zdeponowany na Jasnej Górze, sceny rodzinne i śrubokręt, pamiątkę po stoczni.

Nie wiadomo jeszcze, kto zagra Wałęsę. Pewnie on sam wybierze aktora. Rzadko się bowiem zdarza, by kręcono film o postaci historycznej za jej życia. Dwór królewski konsultował obsadę roli królowej Elżbiety, dwór Lecha W. nie jest gorszy, do niego należeć będzie ostatnie słowo. Kto zwycięży w castingu? Adamczyk, Żebrowski, Deląg… Że co? Że niepodobni – żadna to przeszkoda, kiedy ma się grać symbol. Pamiętamy sprzed lat wyznanie reżysera: chciałby zostać kierowcą Wałęsy. Nadarza się okazja, by głos z tylnego siedzenia znowu zabrzmiał donośnie.

Film o nobliście to niedaleka przyszłość. Czekając na hit, musimy zadowolić się opisami życia innych. Uwodzona przez agenta Tomcia Palucha biznesmenka skropiła łzami stronice autobiografii. W odpowiedzi agent Tomek zrelacjonował swoje przypadki. To również martyrologiczna opowieść. Należy się więc cierpiętnikowi wczesna emerytura. Prezenterka na przykładzie własnego życia pocieszyła czytelników, że da się przeboleć rozstanie. Biografka śledcza babrze się w teczkach, demaskując umarłych i ledwo żywych. Tak już jest: wabikiem są zawsze cudze grzechy. Właśnie dlatego popularne są popisy biografów; sięgający po ich ustalenia czują się lepsi, moralniejsi, mądrzejsi.

Nie mam nic przeciwko podobnym lekturom. Zaskakuje mnie jedno: książki są coraz grubsze, rozdęte jak hipopotamica w ciąży. Nie tylko biografie, byle norweski kryminał to kilka kilogramów wagi. Cnota zwięzłości została zapomniana. Takie czasy: po pięciu godzinach spędzonych w teatrze, 600 stronic biografii, 500 stronic thrillera. Dzięki temu wiem, kiedy mój sąsiad wybiera się do księgarni: najpierw odśnieża furgonetkę, a jak nie zapali – zamawia tira.

Polityka 01.2011 (2789) z dnia 07.01.2011; Felietony; s. 140
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną