Uwieczniony przez telewizyjne kamery rajd Ludwika Dorna po Sejmie potwierdził, że mimo apeli mediów na terenie tego obiektu spożywa się alkohol, co powoduje poważne zakłócenia w ruchu posłów. Podjąłem próbę ustalenia, dlaczego alkohol pojawia się w tej izbie.
– O co chodzi? Dlaczego pan mnie goni? – sapie pierwszy napotkany poseł, próbując schować się w sejmowej toalecie. – Oświadczam, że wypiłem najwyżej jeden, dwa kieliszki w ramach uzgodnień koalicyjnych.
– Dlaczego pan pije? – pytam bez ogródek.
Zmęczony poseł przysiada na parapecie, patrząc zamglonym wzrokiem w nieokreślony punkt na ścianie. – Pan widzi, jak my żyjemy? Za tymi marmurami i żyrandolami czai się przeraźliwa pustka. Mam stałą pracę, ubezpieczenie, ale nie oszukujmy się, ludzie nie traktują takiej pracy poważnie. A przecież ktoś to musi robić, nie każdy może sobie pozwolić na bycie kolejarzem czy sprzedawcą w supermarkecie. Mnie akurat życie tak się ułożyło, że musiałem pójść do polityki, ale czy to powód do drwin?
– Każde zajęcie ma jakieś plusy – pocieszam.
– Możliwe. To posłowanie to niby proste zajęcie, bez przerwy mówią ci, co masz robić. Ale strasznie wyjaławiające: biuro, sala sejmowa, kuluary, klub, imprezy okolicznościowe. Zwykły szatniarz ma lepiej, bo przynajmniej nie odpowiada za pozostawione rzeczy, a jak ja przypadkowo przycisnę więcej niż jeden guzik do głosowania, media robią aferę. Nawet zdrzemnąć się nie można, bo skamerują. Pan nie kameruje?
Moja przecząca odpowiedź zachęca zalęknionego posła do dalszych zwierzeń. – Najbardziej przygnębiający jest brak perspektyw. To, że trzeba odsiedzieć aż cztery lata, żeby móc wrócić do normalności.
– Alkohol pomaga przetrwać?
– Ja osobiście nie dałbym rady bez pomocy najbliższych.