Archiwum Polityki

Zwykła odpowiedzialność

Co to jest odpowiedzialność karna, mniej więcej wiadomo, mówi o tym kodeks. Odpowiedzialność moralną określić już trudniej, zwłaszcza że to pojęcie zostało przejęte i jest nadużywane przez „prawdziwych patriotów” w kontekście smoleńskim. Największy jednak kłopot jest z tak zwaną odpowiedzialnością polityczną. To z tego paragrafu poleciał niegdyś ze stanowiska minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, bo w celi powiesił się niedostatecznie pilnowany więzień. Teraz ze stanowiskiem pożegnał się wiceminister infrastruktury Juliusz Engelhardt, ponieważ kilka kolejowych spółek nie dogadało się co do rozkładów jazdy.

Po głowie kołacze się pytanie, czym różni się egzekwowanie politycznej odpowiedzialności od szukania poręcznej ofiary i rzucenia jej opinii publicznej? I jak daleko ma ta odpowiedzialność sięgać, jeśli przecież i tak wszystkie nitki sięgają do premiera? To on wybrał ministrów, ci zastępców i tak dalej. Za PRL, w latach 80., zdarzył się w Warszawie słynny piątek bez świeżego pieczywa po południu. W sprawę włączył się generał Jaruzelski, winnych podobno ukarano. Pieczywo nie zrobiło się od tego specjalnie świeższe, podobnie jak cała komuna.

Być może czasami trzeba kogoś wyrzucić za zbyt widoczną głupotę, ale takich ludzi lepiej po prostu nie mianować. Odpowiedzialność polityczna rzeczywiście rośnie, kiedy wysocy urzędnicy umieszczają na stanowiskach ludzi z klucza towarzyskiego i jawnie partyjnego, choć niekompetentnych. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że ulga po znalezieniu „odpowiedzialnego politycznie” za wpadkę jest tak satysfakcjonująca, że kończy proces naprawiania zepsutego kawałka rzeczywistości, nie likwidując głównych przyczyn bałaganu. Nagle jeden człowiek odpowiada za lata zaniedbań, pokręcony łańcuch decyzji, sprzeczne polityczno-personalne interesy wielu kadencji. Aha, to wina Ćwiąkalskiego, wina Engelharda, teraz już będzie dobrze, chaos minie, więzienia będą jak w Szwecji, a kolej wróci do przedwojennej punktualności.

Ale warszawski Dworzec Centralny nadal jest jednym z najbrzydszych miejsc na kuli ziemskiej. Nie zmieni tego i sto dymisji. Tu potrzeba odpowiedzialności nie politycznej, ale tej nieco już zapomnianej – zwykłej.

Polityka 01.2011 (2789) z dnia 07.01.2011; Komentarze; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną