Choć o dodatkowym 51 miejscu dla Polski w Parlamencie Europejskim mówi się od ponad roku, nikt nie wie, kiedy je w końcu obsadzimy. Zwiększenie liczby deputowanych do PE z obecnych 736 do 751 zakłada traktat lizboński. Wszedł on w życie już po ostatnich wyborach do europarlamentu (czerwiec 2009 r.), więc rozszerzenie składu musi nastąpić w trakcie pięcioletniej kadencji. Polsce miało przypaść jedno miejsce, które – jak wyliczono już w momencie ogłoszenia wyników wyborów – powinien zająć kandydat PSL z okręgu lubelskiego. Ale kandydat ludowców raczej nieprędko ruszy do Brukseli. Przyjęty w czerwcu 2010 r. dodatkowy protokół do traktatu lizbońskiego muszą ratyfikować kraje członkowskie UE. A do tej pory zrobiło to zaledwie 11 państw. Polski wśród nich nie ma, sprawa ratyfikacji nie przeszła nawet przez Sejm.
Największą przeszkodą do powiększenia składu europarlamentu jest jednak niejasne stanowisko Francji i Włoch. Oba kraje nie mogą się bowiem zdecydować, w jaki sposób wybrać swoich przedstawicieli.