Czarnoskóry poseł PO John Godson jest w Sejmie dopiero kilka tygodni, a już narzeka na samopoczucie. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” nie kryje, że czuje się bardzo źle i jest mu smutno. Dobił go zwłaszcza poziom debaty związanej z raportem MAK, który uznał za tak niski, że „nawet w pewnym momencie chciało mi się płakać”.
Żeby się nie rozpłakać, sympatyczny poseł próbuje się jakoś pocieszać, dodając, że „w niektórych krajach jest jeszcze gorzej, dochodzi do bijatyk, szarpaniny. Myślę, że u nas do tego nie dojdzie”. Swoje krzepiące przekonanie opiera prawdopodobnie na obserwacji posłów PiS, którzy wydają mu się fajni, sympatyczni, a nawet myślący, zwłaszcza w kuluarach. „Nie doświadczyłem żadnej agresji” – podkreśla poseł Godson, co jest niewątpliwie wiadomością krzepiącą.
Nie wiadomo, dlaczego posłowie PiS po opuszczeniu kuluarów i przybyciu na salę plenarną przestają być fajni, sympatyczni, a niejednokrotnie również myślący. Dobrze, gdyby udało się to ustalić posłowi Godsonowi, który podkreśla, że jest osobą „bardzo systematyczną i konsekwentną”, a także „człowiekiem do roboty”. Miejmy nadzieję, że dzięki tym cechom wkrótce uda mu się przezwyciężyć smutek i poczuje się on w Sejmie lepiej. Chociaż naszym zdaniem na to, że poziom debaty wzrośnie aż tak bardzo, że przestanie mu się chcieć płakać, nie powinien na razie liczyć.