Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Katastrofa polityczna

Różnica pomiędzy Amerykanami a Polakami polega na tym, że w chwili nieszczęścia Amerykanie padają sobie w objęcia, a Polacy skaczą sobie do gardeł. Kiedy w Ameryce bandyta zabił i ranił kilka osób na wiecu politycznym, prezydent Obama, w trakcie uroczystości żałobnej, wzywał, by nie wykorzystywać tej tragedii „jeden przeciwko drugiemu”. I faktycznie, ludzie skupili się wokół prezydenta, jego notowania w sondażach wzrosły, choć można było wysunąć oskarżenia o brak bezpieczeństwa, złe zabezpieczenie wiecu, degrengoladę państwa, w którym co pewien czas strzelają szaleńcy. Kilka dni później, w trakcie dorocznego orędzia prezydenta, demokraci i republikanie – na co dzień skonfliktowani – dali bezprecedensowy pokaz jedności. Podobnie było 11 września. A jak reagują na katastrofę Polacy – każdy widzi.

Media – główny beneficjent katastrofy – okazały się niezwykle pojętne. Dziennikarki i dziennikarze, których jeszcze wczoraj trudno było podejrzewać, że odróżniają statecznik od matecznika, z ogromną swadą odpytywali rozmówców o szkolenie (a raczej jego brak) na symulatorach. Katastrofa jest dla mediów oraz polityków świetnym stymulatorem. Chyba niewielu dziennikarzy widziało w życiu symulator, o którym tak żywo rozprawiali. Poza symulatorem, który jednego dnia potrafi symulować dobrotliwego starszego pana i przyjaciela Rosjan, by nazajutrz pokazać im gest Kozakiewicza.

Dziennikarze żonglują słowami „radiowysokościomierz, autopilot, wysokościomierz baryczny, parametry bazowe ciśnienia, widoczność pionowa, ścieżka, instrumental landing system”. Z jednakową pewnością egzaminują ekspertów, pilotów i swoich starych znajomych – polityków, których nazajutrz będą odpytywać ze znajomości systemu emerytalnego, otwartych funduszy, systemu repartycyjnego i kapitałowego etc.

Polityka 06.2011 (2793) z dnia 05.02.2011; Felietony; s. 88
Reklama