Warszawski Mokotów to pod wieloma względami taka sama wieś (gmina) jak inne. Gdyby przeliczyć na głowę liczbę miejsc, w których da się sensownie spędzić czas (bez kin), chyba nie wyjdzie to dużo lepiej niż gdzie indziej. Wszędzie za to pełno jest szkół. Coś się w nich dzieje popołudniami, głównie jednak na boisku albo w sali gimnastycznej. Biblioteki są zamknięte, nauczyciele pracują na drugą zmianę na kursach maturalnych, udzielają korepetycji, niańczą dzieci lub wnuki, zasypiają przed telewizorem. Nie później niż z ostatnim dzwonkiem uciekają na wolność wszystkie dzieci. Pomysł więc, żeby otworzyć bibliotekę, zrobić czytelnię dostępną dla chętnych także spoza szkoły, tak jak się to już robi w przypadku szkolnych sal gimnastycznych czy siłowni, jest zupełnie banalny. Nie zawsze tylko wiadomo, jak to zrobić i czy ktokolwiek będzie chciał potem z tego korzystać.
Od niedawna w naszym liceum mamy dwie sale, w których zmieścić się może do stu osób. Jedna ma charakter bardziej teatralno-kinowy (nazywamy ją Audytorium Minimum), druga nazywać się będzie Czytelnią w Reytanie i ma być zwyczajną szkolną czytelnią, tyle że czynną także popołudniami i w soboty, i otwartą dla wszystkich, którym będzie po drodze, którzy chcieliby na chwilę usiąść, coś przeczytać, znaleźć coś w Internecie, napić się kawy, a zwłaszcza spokojnie popracować. Być może już niedługo uda nam się otworzyć naszą szkolną bibliotekę i przekształcić ją w bibliotekę publiczną. To jest możliwe. Skoro zależy nam na popularyzowaniu czytelnictwa, otwórzmy szkolne biblioteki. W naszej jest kilkadziesiąt tysięcy książek, które mogłyby przecież być wypożyczane także przez naszych sąsiadów z drugiej strony ulicy.