Jeden z prawników Światowego Kongresu Żydów wezwał do bojkotu Polski za to, że nie zwraca Żydom majątku utraconego podczas wojny i okupacji. Jego głos nie reprezentuje ani Kongresu, ani innych organizacji żydowskich, żadnego bojkotu Polski nie będzie, ale i tak narobi złej krwi. Chodzi jednak o sprawę głębszą: jedni rekompensatę, na przykład majątek przesiedleńczy, dostali, innym się udało wywalczyć jakieś odszkodowanie, jeszcze inni utknęli w sądach. Kto liczy na wyrównanie wszystkich historycznych krzywd – po prostu sieje iluzje.
Możliwy był natomiast, i ciągle jest, jakiś gest symboliczny. Polska, wbrew składanym wielokrotnie obietnicom, nie przeprowadziła ustawy reprywatyzacyjnej – ani restytucyjnej, ani odszkodowawczej (pomijam tu zwrot Kościołowi i gminom żydowskim). Najbliżej było w 2001 r. za prezydenta Kwaśniewskiego, który jednak zawetował pewne rozwiązanie: prawda, że ułomne, bo przewidywało odszkodowania tylko dla spadkobierców mających obywatelstwo polskie (to by się nie ostało w sądach międzynarodowych). Natomiast zarzut, że projekt przewidywał rekompensatę za utracone mienie jedynie w wysokości 50 proc. (potem już tylko 15 proc.) jego wartości, i to w ratach, uważam za fałszywy. Każdy rozsądny człowiek – a także i Trybunał Praw Człowieka – uznałby argument trudności finansowych państwa. Nie do wyobrażenia byłby wyrok skazujący państwo na zawieszenie pensji nauczycielom, zaprzestanie budowy dróg czy szkół dlatego, że trzeba spadkobiercom wypłacić odszkodowanie za mienie zabrane ponad pół wieku temu. Dlatego państwo powinno uchwalić jakieś – stosowne do dzisiejszych możliwości kraju – rekompensaty dla wszystkich poszkodowanych spadkobierców, tak Żydów jak i nie-Żydów, bez różnicy.