Archiwum Polityki

Afera bez zarzutów

Afera hazardowa oficjalnie dobiegła końca. Po umorzeniu sprawy przecieków (z powodu niemożności jednoznacznego ustalenia, skąd pochodziły), prokuratorzy umorzyli wątki mające wyjaśnić, czy w trakcie prac nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych wywierano nielegalnie wpływ na jej kształt. Prokuratura nie znalazła dowodów, aby tak było, więc nie mogła sformułować aktu oskarżenia, który zdołałaby obronić przed sądem.

Paradoksalnie, sprawa wróciła więc do punktu wyjścia. Wiemy o kontaktach niektórych polityków z ludźmi biznesu, pamiętamy kompromitującą stylistykę nagranych rozmów Zbigniewa Chlebowskiego. Mamy to, co już dawno nazwano złamaniem standardów, a jednak nie ma afery w sensie korupcyjnym. Wydaje się zresztą, że nie na dowody korupcyjne czekano. Czekano, jak po zakończeniu śledztwa zachowają się ci, których uznano za głównych bohaterów tej afery – Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. Zwłaszcza czy będą kandydować z list PO do parlamentu?

Jeśli więc w ogóle można mówić o aferze hazardowej, to być może jej najważniejszym uczestnikiem jest były szef CBA Mariusz Kamiński. To on albo z powodu braku profesjonalizmu, albo własnej politycznej nadgorliwości (a może jednego i drugiego) nie zdołał doprowadzić do tego, by zamiast strzępów rozmów dać prokuraturze materiał, na podstawie którego mogłaby pracować i w końcu postawić zarzuty tym czy innym osobom. Trudno uwierzyć, aby ustawy hazardowe rodziły się bez lobbingu, a może nawet korupcji. W przeszłości było wystarczająco wiele tego typu podejrzeń, by teraz postępować ze szczególną starannością.

CBA tak nie pracowało, a sam Kamiński przyznawał, że jego głównym celem było przetestowanie przywództwa i wiarygodności premiera, a więc wykonanie głównie roboty politycznej. Ujawnienie „zagrożenia dla ekonomicznych interesów państwa” miało oczywisty główny cel – destabilizację polityczną, działanie na rzecz politycznej orientacji, z którą Kamiński zawsze był związany, a dopiero w drugiej kolejności ściganie ewentualnej korupcji. Taka postawa powinna szefa służby specjalnej dyskwalifikować jako fachowca, co jednak nie nastąpiło, więc dziś Mariusz Kamiński ostro ocenia postanowienia niezależnej prokuratury. Powinna go też zdyskwalifikować jako polityka, bo również przy innej wielkiej aferze, tzw. gruntowej, kiedy to próbowano ustrzelić Leppera, wszystko skończyło się przeciekami i fiaskiem. Mało?

Jak się okazuje, Mariusz Kamiński żadnej politycznej odpowiedzialności nie ponosi, chociaż zarzuty prokuratorskie już mu postawiono. Kandyduje do Sejmu, i to w stolicy, swoich byłych współpracowników z CBA wstawia na listy wyborcze PiS i nadal uchodzi za autorytet w sprawach zwalczania korupcji. Zamach na państwo prawa, na jego legalne władze, a przy tym profesjonalna nieudolność, jak się okazuje, mieści się w standardach etycznych, politycznych. Najwyraźniej standardy mamy podwójne, co oznacza, że nie ma żadnych.

Polityka 16.2011 (2803) z dnia 16.04.2011; Komentarze; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną