Można powiedzieć, że karierę szefa Renault Carlosa Ghosna uratowało tsunami. Rząd domagał się, aby w firmie (której jest teraz, za długi, największym udziałowcem) poleciały głowy po rzekomej aferze szpiegowskiej: w styczniu Renault poinformowało o wykryciu siatki szpiegów, Francja grzmiała, że Chiny podkradają jej sekrety przemysłowe, usunięto z tego powodu trzech wysokiej rangi menedżerów, którzy mieli sprzedać sekrety. Potem okazało się, że afera jest dęta, tajnych kont nie ma, a cała historia została prawdopodobnie sfabrykowana przez szefa ochrony koncernu i za 300 tys. euro sprzedana szefom.
W końcu wyleciał tylko Partick Pelata, numer dwa w koncernie, i sześciu współpracowników. Słynny szef Renault Carlos Ghosn – Libańczyk wychowany w Brazylii, zwany z racji sukcesów zawodowych zabójcą kosztów – ocalał, bo jako szef Nissana musi go wyciągać z tarapatów po japońskim trzęsieniu ziemi. Poza tym obiecał, że w tym roku koncern zacznie przynosić zyski, a zwykł dotrzymywać słowa.