W Radomiu trwa dyskusja, czy lepsza jest biblioteka żywa, czy martwa. Pierwszą tzw. Żywą Bibliotekę wymyślono w Danii w 2000 r., w Polsce działają od 2007 r. Można w nich „wypożyczyć” do rozmowy osoby powszechnie postrzegane w społeczeństwie w sposób stereotypowy. Bezpośredni żywy kontakt ma pomóc te stereotypy przełamywać. Ale w Radomiu ta śmiała idea przyjmuje się słabo. Gdy niedawno Żywa Biblioteka miała odwiedzić miejscowy ośrodek kultury, radny PiS, pan Adamiec, wyraził pisemne oburzenie, że wśród żywych książek „mają się znaleźć na jednej półce m.in. homoseksualista, ksiądz katolicki i matka dziecka niepełnosprawnego”.
O ile na lekturę księdza i matki radny PiS się godził, o tyle obecność żywego homoseksualisty uznał za towar z zupełnie innej półki, nienadający się do „czytania” przez społeczeństwo Radomia. Zgodziły się z nim władze miasta, które piórem wiceprezydenta poinformowały, że co prawda „nie mają nic przeciw osobom, które mają inne widzenie świata”, ale są przeciwne wydawaniu publicznych pieniędzy na propagowanie wśród młodzieży „tego typu przekazu”. Pismo jasno dawało do zrozumienia, że widzenie świata inne od widzenia, jakie mają władze Radomia, nie będzie finansowo przez te władze wspierane.
Trudno się temu dziwić, zwłaszcza że żywa książka to zjawisko nowe, wciąż słabo zbadane i nie wiadomo, jakie treści kryjące między wierszami. Już sama obecność żywego geja na terenie Radomia pozostaje sprawą kontrowersyjną, wiadomo, że na taką obecność część radnych zgody nie wyraża. Nic dziwnego, że pojawienie się żywego geja w ofercie bibliotecznej uznali oni za prowokację mogącą wywołać u korzystających z biblioteki niezdrowe podniecenie czytelnicze.
W tej sytuacji dyrektorka domu kultury poprosiła o zrezygnowanie z obecności geja w Żywej Bibliotece, wyrażając nadzieję, że „reszta biblioteki już nie będzie rodzić dyskusji”. Słusznie, bo wiadomo, że wszelkie dyskusje niepotrzebnie mącą atmosferę, zwłaszcza jeśli są żywe i toczone z udziałem osób mających „inne widzenie świata”. Oczywiście byłoby miło, gdyby zamiast geja miasto zaoferowało Żywej Bibliotece jakąś pozycję z wyższej czytelniczej półki, np. osobę radnego Adamca, ale problem w tym, że jest to pozycja niezbyt atrakcyjna, w dodatku wszyscy umiejący w Radomiu czytać znają ją na pamięć.