Archiwum Polityki

Program smoleński

Nowa wersja programu PiS, zaprezentowana w połowie czerwca, nie zaskakuje. Jest tu „priorytetowe znaczenie polityki historycznej w kształtowaniu postaw patriotycznych”, są „nowe, adekwatne” prerogatywy głowy państwa, „zasada solidarności” czy choćby propozycja zmniejszenia liczby parlamentarzystów (docelowo: 360 posłów, 50 senatorów). W stosunku do wersji poprzedniej (z 2009 r.) zmodyfikowano natomiast obraz rzeczywistości, z wyraźną intencją budowania „mitu smoleńskiego”.

Czytamy m.in., że od wyborów w 2005 r. trwała kampania „obrażania głowy państwa, odzierania piastuna najwyższego w państwie urzędu z prestiżu i godności”, prezydenta lżono przy aprobacie mediów i paraliżu prokuratury, a „incydent” w Gruzji (strzały podczas przejazdu prezydenckiej kolumny w sierpniu 2008 r.) był „przedmiotem obraźliwych kpin i lekceważących komentarzy ze strony marszałka Komorowskiego”. Cała ta „systematyczna kampania” doprowadziła „bez obawy błędu i bez żadnej przesady” do katastrofy smoleńskiej, bo wiązała się ona „ściśle” z „brakiem dbałości o bezpieczeństwo głowy państwa”. „Znienawidzony i niszczony przez rząd i polityków PO prof. Lech Kaczyński zginął”.

Wcześniej – za rządu Tuska – wielokrotnie łamano prawo, „podważając ustrojową rolę Prezydenta RP”, ograniczono jego kompetencje i podsłuchiwano najwyższych urzędników w jego kancelarii (a może i jego samego, bo „trudno nie podchodzić z rezerwą do dementi w sprawie domniemanego podsłuchiwania śp. prezydenta Kaczyńskiego”). Nawet po smoleńskiej katastrofie „wielokrotnie władze demonstrowały brak szacunku dla zmarłych, brutalnie naruszając normę głęboko zakorzenioną w naszej kulturze” tak w stosunku do prezydenta, jak i innych. Celem było „niedopuszczenie do utrwalenia pamięci” (bo „społeczna pamięć” o prezydencie i innych, którzy zginęli, zagrażałaby „systemowi autorytetów, który jest podstawą swoistego porządku aksjologicznego, a w pewnej mierze także porządku poznawczego w III RP”) oraz w ogóle „rugowanie pamięci o Smoleńsku”, u podstaw którego znajduje się „syndrom lęku posmoleńskiego”.

Po liftingu w programie PiS cztery razy częściej niż poprzednio pisze się o „establishmencie” liberalno-lewicowym, który atakuje „tradycyjne wartości tworzące fundament polskiej kultury” i który „wyrósł z porozumień »okrągłego stołu«”, jest „zainteresowany petryfikacją postkomunistycznego status quo”, a jego „przywileje nie mają żadnej legitymizacji”. Zarazem ma on „niepisany, pozakonstytucyjny, ale będący częścią realnego porządku ustrojowego immunitet, którego nie wolno naruszać” i jest chroniony przez służby specjalne, PO i premiera Tuska. Zresztą, nowy program PiS wymienia nazwisko Donalda Tuska 15 razy częściej niż stary (pojawia się średnio na co trzeciej stronie liczącego ponad 250 stron projektu).

Polityka 27.2011 (2814) z dnia 28.06.2011; Flesz. Kraj; s. 7
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną