Senatorowie dostają co miesiąc 11 650 zł na wydatki związane z utrzymaniem ich biur senatorskich. Raz w roku muszą rozliczyć się z tych pieniędzy przed kancelarią Senatu. POLITYKA dotarła do podsumowania wydatków za 2010 r. Ogólnie na utrzymanie biur dla stu senatorów wydaliśmy z budżetu 15 mln 864 tys. zł. Kto jak się rządził publicznymi pieniędzmi?
• Na etaty
Najwięcej dało się zarobić u senatora Marka Trzcińskiego (PO), który na pensje swoich etatowych pracowników wydał w zeszłym roku 117 tys. zł. Pobił rekord sejmowego pracodawcy zeszłego roku Jarosława Kaczyńskiego, który na pensje (ale dla swoich czterech pracowników) wydał 112 tys.
• Na rozmowy
Sporo pochłonęły też „koszty usług telekomunikacyjnych, pocztowych, bankowych”. Senator Eryk Smulewicz (PO) wpisał w tę rubrykę nieco ponad 20 tys., co daje średnio miesięcznie prawie 1,7 tys. zł. To i tak o połowę mniej od posła Andrzeja Czumy, który na same rozmowy telefoniczne wydał najwięcej ze wszystkich posłów, bo aż 39 tys. Najmniejsze tego typu koszty miał senator Marek Ziółkowski (PO) – średnio niespełna 200 zł miesięcznie.
• Na podróże
Drugą pozycją najbardziej obciążającą senatorskie budżety są „przejazdy samochodem w związku z pełnieniem mandatu”. Nasza setka z izby refleksji i zadumy wydała razem w zeszłym roku 2 mln 651 tys. zł. Aż 26 senatorów wykorzystało maksymalny limit roczny, czyli 35 tys. 103 zł (prawie 3 tys. na miesiąc), co znaczy, że miesięcznie przejechali trochę ponad 8 tys. km. Ośmiu senatorów nie wydało na benzynę ani złotówki. Wśród nich minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski (korzysta z puli ministerialnej).