Król Mohammed VI, który rządzi Marokiem od 1999 r., postanowił wyprzedzić kolejną arabską rewolucję. W poddanym pod referendum projekcie konstytucji zrzekł się statusu świętego i będzie tylko nietykalnym. Zaproponował też, że część władzy odda w ręce premiera i parlamentu. Nadal co prawda będzie wybierał szefa rządu, ale teraz już tylko spośród liderów zwycięskiej partii. Poza tym teraz premier, a nie król, jak było do tej pory, będzie sobie dobierał ministrów, a w razie potrzeby rozwiązywał parlament. Monarcha zobowiązał się, że reformy wzmocnią też niezawisłość sądownictwa, przyspieszą walkę z korupcją, zagwarantują swobodę wypowiedzi i równość płci.
Zaproponował również, że język Berberów będzie drugim, obok arabskiego, językiem urzędowym Maroka. Dla siebie zachowuje funkcję przywódcy religijnego oraz zwierzchnika armii. Nadal chce też przewodniczyć posiedzeniom rządu, jeśli te dotyczyć będą bezpieczeństwa albo polityki zagranicznej. Jednak to nie ponad 98-proc. poparcie w referendum, tylko najbliższe październikowe wybory do parlamentu będą prawdziwym testem królewskich intencji.