Tymczasowym następcą Muammara Kadafiego zostanie prawdopodobnie jego były minister sprawiedliwości i sędzia znany z wyroków wbrew linii pułkownika – Mustafa Abdel Dżalil. Odszedł z rządu, gdy w lutym odwiedził ogarnięte protestami Bengazi. Stał się twarzą rebelii i szefem Przejściowej Rady Narodowej, która dziś stara się administrować wyzwolonymi terenami. Co nie jest wcale proste, bo wojna jeszcze się nie kończy. Trwają walki o portową Syrtę, rodzinne miasto Kadafiego, strzały słychać w Trypolisie, rebelianci nie zdołali przejąć kontroli nad libijskim południem. Brakuje prądu, paliwa, wody i lekarstw, a Dżalil zagroził, że zrezygnuje, jeśli dowódcy powstańców nie pohamują brutalności podkomendnych. Ci torturują pojmanych przeciwników, dopuszczają się samosądów i grabieży w zdobytych miejscowościach.
Kłopot w tym, że w 30-osobowej Radzie właśnie Dżalil uważany jest za reprezentanta całej, podzielonej przecież Libii, który mógłby doprowadzić do pojednania zwaśnionych plemion i zaproponować kompromis zadowalający członków Rady (a tych, oprócz niechęci do Kadafiego, dzieli właściwie wszystko). Wahania Dżalila budzą wątpliwości, czy nie jest politykiem zbyt słabym na czasy chaosu. Z drugiej strony, po 42 latach dyktatury Libijczycy mogą mieć serdecznie dość silnych przywódców.