Skandynawia, uznawana w międzynarodowych rankingach za krainę szczęśliwości, ma także najwyższy w Europie odsetek niezadowolonych, głosujących na populistyczne partie sprzeciwiające się imigracji i pogłębianiu współpracy europejskiej, które zagrażać mają rzekomo kulturowej tożsamości tych krajów. Wybory, jakie odbywały się w minionym tygodniu w Danii i Norwegii, pokazały jednak, że po raz pierwszy od lat populiści znaleźli się w regresie. W Danii doszło do zwrotu na lewo i przejęcia po 10 latach władzy przez koalicję na czele z przywódczynią socjaldemokratów Helle Thorning-Schmidt, która będzie pierwszą kobietą premierem w tym kraju. Przerwało to szybki marsz do przodu ksenofobicznej Partii Ludowej, od której uzależniony był poprzedni rząd centroprawicowy.
W Norwegii klęskę wyborczą w wyborach lokalnych odnotowała podobna jej Partia Postępowa. Również w Finlandii i Szwecji populiści tracą w badaniach opinii publicznej i następuje powrót do tradycyjnych partii, zarówno lewicy, jak i prawicy. Analitycy wiążą ten zwrot z krwawą tragedią w Norwegii, gdzie sympatyk antyimigracyjnych ugrupowań latem tego roku wymordował prawie setkę ludzi.