Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Szkoła życia

Ciężko jest żyć emerytom, zwłaszcza niektórym. Duże utrudnienia spotykają np. emerytów mających prawo do zagranicznej emerytury. Jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, życie niektórych z nich polega na tym, że chodzą po urzędach, próbując zdobyć jakiś dowód na piśmie, że żyją. Okazuje się, że dowodu takiego (wystawionego przez polski urząd) wymagają zagraniczne instytucje wypłacające emerytury, które odmawiają świadczenia emerytur osobom nieżyjącym.

Problem w tym, że dla stwierdzenia, że dany emeryt żyje, nie wystarczy, że osobiście zjawi się on w polskim urzędzie. Sprawa życia i śmierci jest sprawą poważną, dlatego fakt, iż sam emeryt potwierdzi, że żyje, nie może być dowodem pozwalającym uznać go za żywego. Istotniejsze jest to, w oparciu o jaki dokument dany emeryt żyje, i czy jest to dokument wydany zgodnie z prawem. Niestety, okazuje się, że zgodnie z przepisami nikt w polskich urzędach nie jest powołany do wydania emerytowi urzędowego potwierdzenia, że jeszcze nie umarł.

Opisywany przez „Gazetę Wyborczą” emeryt pan Zbigniew zjawił się w ZUS z otrzymanym z Francji formularzem, w którym strona francuska domaga się, aby „kompetentne władze polskie potwierdziły, że pozostaje on przy życiu”. Ku jego zaskoczeniu ZUS takiego potwierdzenia odmówił. Urzędnicy ZUS skierowali pana Zbigniewa do urzędu miasta, gdzie dowiedział się, że co prawda, nie może otrzymać potwierdzenia, że żyje (widocznie urząd był za mało kompetentny, aby to stwierdzić), ale może otrzymać potwierdzenie, że na francuskim formularzu znajduje się jego podpis. Szczęśliwie Francuzom takie potwierdzenie wystarczyło, dlatego nie wysłali kolejnego formularza z żądaniem potwierdzenia, że podpis pana Zbigniewa na poprzednim formularzu jest podpisem osoby żyjącej oraz żądaniem przesłania dokumentów, w oparciu o które osoba ta żyje.

Polityka 40.2011 (2827) z dnia 27.09.2011; Felietony; s. 96
Reklama