Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Na oko i na ucho

Jana Hartmana poznałem najpierw „na oko”, bo go czytałem, potem „na ucho”, ponieważ go słyszałem, i wreszcie na żywo podczas promocji książki „Zebra Hartmana”. „Na ucho” wysłuchałem rozmowy profesora ze słuchaczami w TOK FM. Zdążyłem zanotować, że jest liberałem, nie ma nic przeciwko związkom partnerskim; zezwoliłby na adopcję dziecka przez związek osób tej samej płci, jeśli komisja uzna, że los dziecka będzie lepszy niż w sierocińcu; w żadnym razie nie zgodziłby się na koalicję SLD z PiS („trzasnąłbym drzwiami”); wyprowadziłby katechezę ze szkół, a przynajmniej jej finansowanie przez państwo; jest za tym, by lekcje religii były pierwsze lub ostatnie w planie zajęć.

Nie jest entuzjastą Janusza Palikota, otrzymał od niego propozycję bycia „jedynką” w Krakowie, ale odmówił, bo nie chce brać udziału w „koncercie jednego aktora”; uważa J.P. za nieobliczalnego, a jego książkę o Tusku za nieprzyjemną i nielojalną; nie ma nic przeciwko powołaniu sejmowej komisji specjalnej do zbadania działalności państwowo-kościelnej Komisji Majątkowej; przywileje dla Kościoła – tak, ale dochody jawne, podlegające kontroli, jak wszystko w państwie prawa; nie karałby za posiadanie niewielkiej ilości „marychy”; bliżej mu do Platformy niż do SLD, ale Platformie nie było bliżej do niego, darcie Biblii uważa za idiotyzm, a wzywanie przez biskupa Meringa do niepłacenia daniny publicznej (abonamentu za telewizję) za nawoływanie do przestępstwa.

„To jest to!” – pomyślałem, choć w jego książce nie ze wszystkim się zgadzam, ale o tym innym razem. Hartman ma dystans do siebie. Będąc już gwiazdą i laureatem nagrody „Press” w dziedzinie publicystyki, uznanym autorem i profesorem, sam siebie nie celebruje, mówi, że kandydował z listy SLD, ale mógłby i z innej, to nie była decyzja na całe życie, nie zależy mu na opinii „niezależnego”, nadto ma duszę społecznika – mogąc dyskontować karierę naukową i publicystyczną, w wieku 44 lat chce zakosztować czynnej polityki.

Polityka 43.2011 (2830) z dnia 19.10.2011; Felietony; s. 105
Reklama