Trudno o większe marnotrawstwo, w nocy jego ślady widać nawet z kosmosu (na fot. kolor czerwony). Mimo kryzysu i wezwań do oszczędności, nie mówiąc już o walce z ociepleniem klimatu, nafciarze spalają zbyteczny im gaz ziemny. W wielkich pochodniach w rok spalają tyle gazu, ile Unii Europejskiej starczyłoby na cztery miesiące. Gaz towarzyszy złożom ropy naftowej, ale płonie w miejscach leżących z dala od potencjalnych odbiorców. Gazowe ogniska płoną więc nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat, m.in. w Rosji, Iranie i Nigerii (która spala większość swojej gazowej produkcji), ale także w USA. Firmy naftowe tłumaczą, że gaz ziemny, składający się przecież w większości z metanu, lepiej spalać, niż wypuszczać po prostu do atmosfery, bo metan jest znacznie groźniejszy niż dwutlenek węgla. Tymczasem Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że przy obecnym zużyciu (i marnotrawstwie) gazu ziemnego zabraknie dopiero gdzieś w połowie XXIII w.