Kibole, chuligani, stadionowi bandyci. Albo, jak kto woli: młodzież patriotyczna, prawdziwi Polacy, niepokorni. Tam gdzie jedni widzieli agresywnych pseudokibiców, którzy atakowali piłkarzy, policjantów, dziennikarzy, demolowali trybuny, pociągi i ulice, inni dostrzegali prześladowane przez władzę „ogniska oporu” (broniące niepodległości), patriotów, przeciw którym nagonkę prowadzą „salonowe media”. Zgodnie z porzekadłem, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A im bliżej PiS, tym większe narodowo-patriotyczne zadęcie.
„Wiem, że ten człowiek ma w sercu wiele patriotyzmu i szacunku dla powstańców warszawskich i dla Polski” – ręczyła za Piotra S., pseud. Staruch, Beata Kempa (wówczas jeszcze PiS). Nieformalny przywódca kibiców warszawskiej Legii w sierpniu usłyszał zarzuty rozboju (miał pobić i okraść mężczyznę), wcześniej zdążył zasłynąć atakiem na obrońcę Legii Jakuba Rzeźniczaka. Starucha bronili zresztą, i to nieraz, inni politycy PiS oraz prawicowe media.
Po burdach na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy, gdzie 3 maja drużyny Legii Warszawa i Lecha Poznań rozegrały finałowy mecz o Puchar Polski, z ust rzecznika PiS Adama Hofmana usłyszeliśmy, że w istocie to premier Tusk jest „chuliganem polskiej polityki”, który rządzi „za pomocą ustawek” (posłowi PiS nie spodobała się zapowiedź, że w przypadku negatywnej oceny stanu bezpieczeństwa mecze rozgrywane będą bez udziału publiczności). Winny oczywiście był rząd, nie szalikowcy, którzy zdewastowali stadion i zaatakowali m.in. dziennikarkę telewizyjną.
Obrona kibolstwa przyniosła efekt w postaci zaangażowania się kibiców w kampanię wyborczą. Na ulicach i stadionach pojawiły się transparenty, m.in. ze słynnym: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole!”, wspierane podobnymi przepowiedniami powtarzanymi przez polityków PiS. Swoją patriotyczną twarz – mimo że najczęściej schowaną pod kominiarką – kibole najlepiej zaprezentowali w dniu Święta Niepodległości, bijąc się z policją i demolując centrum Warszawy. Wszystko w imię miłości do ojczyzny.