Archiwum Polityki

Ostatnia placówka

Amerykanie opuścili Irak jeszcze przed świętami, ale zostawili nogę w drzwiach: aby zupełnie nie stracić wpływu na to, co się tam dzieje, wygospodarowali w swoim przyszłorocznym budżecie 6 mld dol. na sprawy związane z Irakiem, zbudowali w Bagdadzie największą na świecie ambasadę i zostawili w niej 16 tys. pracowników. Tyle że zdolność placówki do realnych działań jest mocno ograniczona. Głównie ze względu na bezpieczeństwo dyplomatów, którzy obawiając się o swoje życie rzadko wychodzą poza teren ambasady, a jeśli już – to w hełmach, kamizelkach kuloodpornych i w opancerzonych samochodach. Takich aut ambasada wydzierżawiła od Pentagonu 90, a blisko jedna trzecia z 16-tys. personelu ambasady to wynajęci przez dyplomatów ochroniarze.

Dodatkowo sama ambasada kłuje w oczy miejscowych – stoi w centrum Bagdadu, na terenie, który kiedyś należał do Saddama Husajna. Zajmuje 42 ha i jest otoczona przeszło czterometrowym murem. To małe miasto: ze sklepami, restauracjami, szkołami, kinem, stacją straży pożarnej, elektrownią oraz przepompownią ścieków i wody. Nawet obecny amerykański ambasador w Iraku Jim Jeffrey przyznał, że placówka przypomina fortecę. A dla zwykłych Irakijczyków, którzy z trudem dziś odróżniają dyplomatów od stacjonujących jeszcze do niedawna w ich kraju żołnierzy, rozmiar i położenie ambasady jest jasnym przekazem, kto tak naprawdę wciąż rządzi w Iraku.

Polityka 01.2012 (2840) z dnia 03.01.2012; Flesz. Świat; s. 10
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną