Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Książkowy seksbiznes

O szkodliwości czytania książek mówi się w pewnych środowiskach od dawna. Paradoksalnie, szkodliwość tę potwierdzają niektóre akcje promocyjne miłośników książek. Np. akcja podjęta niedawno przez pisarkę Sylwię Chutnik i członków Grupy Twórczej Qlub Xsiążkowy (opisana przez „Przekrój”) informuje, że czytanie książek (zwłaszcza na głos) jest sexy oraz wzmaga popęd seksualny. Niepokoi fakt, że inicjatywa ta ze spontanicznej akcji kilkunastu rozkochanych w książkach osób przeistoczyła się już w ogólnopolską kampanię społeczną, która wciąż nabiera tempa.

„Chcemy pokazać książkę w nowej odsłonie – jako atrybut seksualny decydujący o naszej atrakcyjności” – piszą na stronie internetowej inicjatorzy akcji nie owijając w bawełnę. Osoby niezbyt oczytane, a więc mniej atrakcyjne seksualnie, z pewnością będą mile zaskoczone informacją, do czego może służyć książka, i ochoczo ruszą do księgarń. Niestety, u rodziców, którzy przez lata z uporem podsuwali książki swoim dzieciom, komunikat ten może wywołać zaniepokojenie. Zwłaszcza jeśli dzieci te mają dziś 17–18 lat i na skutek długotrwałego kontaktu z książkami są już w pełni atrakcyjne seksualnie.

Nie ma lepszej gry wstępnej niż kilka akapitów dobrej prozy” – twierdzą zwolennicy akcji. Teza ta wydaje się dyskusyjna. Protestują np. ci, którzy przeczytali kilka książek i uważają, że nie ma się czym podniecać. Akt seksualny, przed którym (lub – co gorsza – w trakcie którego) dochodzi do czytania książek, uznają oni za czyn perwersyjny, niezgodny z naturą. Niektórzy przyznają, że w tego rodzaju sytuacjach nie potrafią czytać ze zrozumieniem (zwłaszcza przy zgaszonym świetle), innym głośne czytanie odbiera ochotę na seks i zasypiają po lekturze jednej strony, jeszcze inni przeciwnie – stają się agresywni wobec czytającego na głos partnera czy partnerki.

Polityka 01.2012 (2840) z dnia 03.01.2012; Felietony; s. 108
Reklama