W artykule naruszyłem dogmat, że ochrona bierna zapewni zachowanie istniejącej różnorodności biologicznej i jest remedium na wszystko. Prawo (polskie i unijne) nakłada na nas obowiązek ochrony wszystkich gatunków i ich siedlisk. Nie dzieli na siedliska i gatunki lepsze lub gorsze (jak to robi prof. Wesołowski), na naturalne i półnaturalne czy antropogeniczne. Wszystkie one mają prawo do istnienia.
Czy forsowana przez działaczy ekologicznych wizja to gwarantuje? Niestety nie. Wynika to z faktu, że wiele gatunków i ich siedliska uzależnione są od różnych faz rozwojowych lasu, a nie tylko końcowych etapów sukcesji leśnej, z jakimi mamy do czynienia przy stosowaniu ochrony biernej. Pomijane są całe grupy gatunków roślin i zwierząt światłożądnych, ciepłolubnych i innych. Giną one na obszarze Puszczy bądź wyginęły w ostatnim czasie (np. kozioróg dębosz, jelonek rogacz, rosiczka długolistna itd.). Dlatego są często przedmiotami ochrony w ramach unijnego programu Natura 2000.
Ten istotny aspekt różnorodności biologicznej jest niezauważany przez obrońców Puszczy. Dlaczego? Ponieważ nie pasuje do modelu walki o Puszczę, której ostatecznym sukcesem będzie wypędzenie leśników drwali. Dogmat o jedynie słusznym sposobie ochrony nie pozwala działaczom ekologicznym na zaakceptowanie faktu, że dla niektórych gatunków i siedlisk konieczna jest ochrona czynna, polegająca m.in. na wycinaniu części drzew. Problem ten dostrzegają nie tylko naukowcy i leśnicy. Zaniepokojenie wyraziła też Komisja Europejska występując do Ministerstwa Środowiska z zapytaniem, jakie kroki podjęła Polska w celu zachowania gatunków wymagających rozluźnionych drzewostanów na obszarze Puszczy?
Działacze ekologiczni wymachują jak maczugą tezą o naturalności lasów, o tym, że las zawsze radził sobie bez człowieka.