Archiwum Polityki

Słodko-gorzko

Afryka Południowa świętuje stulecie Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC). To od 17 lat partia rządząca tym najbardziej rozwiniętym krajem Afryki. Wcześniej, za apartheidu, nielegalna od 1960 do 1990 r. Jej wizytówką jest w całym świecie Nelson Mandela, pierwszy po zmianie ustroju czarnoskóry prezydent RPA. Wciąż żyje, ale prezydentem jubileuszu jest Jacob Zuma, pochodzący z innego ludu (Zulusów) i głęboko dzielący partię i kraj swą polityką. Tuż po rocznicowych fetach krajem wstrząsnęła tragedia w Johannesburgu. W tłumie tysięcy osób, w zdecydowanej większości czarnoskórych, pragnących w ostatniej chwili złożyć podanie o przyjęcie na studia, doszło do przepychanek i paniki. Zadeptano matkę jednego z kandydatów, 22 osoby odniosły obrażenia. To symbol: z jednej strony gwałtownych zmian na lepsze (za apartheidu czarnych studentów była garstka), z drugiej rosnących problemów, z którymi ANC sobie nie radzi.

Elity partii mają się świetnie i żyją czasem bardziej wystawnie niż dawni biali przywódcy, lecz masom poziom życia poprawia się dużo wolniej. RPA jest chwalona za bezpieczeństwo banków, infrastrukturę, sprawne sądownictwo, dyscyplinę finansów publicznych. Ale krytykowana za antyrozwojowe przywileje związków zawodowych (jednego z wyborczych filarów potęgi ANC), niewydolny system oświaty, niechęć do prorynkowych reform i bardzo wysokie bezrobocie (40 proc.), co skutkuje wysoką przestępczością. Robotnik zarabia w RPA średnio sześć razy lepiej niż w Chinach, co nie przekłada się na konkurencyjność jego produktów. Na domiar złego w korupcyjnej tabeli Transparency International RPA zjechało z 38 miejsca w 2001 r. na 64 w 2010 r.

Polityka 03.2012 (2842) z dnia 18.01.2012; Flesz. Świat; s. 9
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną