Archiwum Polityki

Xi w USA

Przyszły chiński nr 1, czyli Xi Jinping, spędził cztery dni w Stanach Zjednoczonych. W walentynki po raz pierwszy spotkał się z Barackiem Obamą. I choć rozmowa obu panów znacząco się przedłużyła, to Obama nie naciskał zbyt mocno na Xi w najważniejszych dla USA sprawach. A od lat chodzi o to samo: o niedoszacowanie chińskiej waluty, które nadmiernie sprzyja tamtejszemu eksportowi, i podrabianie amerykańskich towarów, co podkopuje gospodarkę Ameryki, zabiera miejsca pracy i skłania wyborców do oddawania głosów na polityków, którzy – jak republikanin Mitt Romney – grożą Chinom palcem. Także obrońcy praw człowieka skrytykowali ekipę Obamy, że nawet półgębkiem nie wspomniała z nazwiska żadnych chińskich dysydentów i wolała prawić gościowi dusery.

Natomiast zwykli Chińczycy, dotąd przyzwyczajeni, że ich przywódcy to wybitnie skostniali biurokraci, mieli wreszcie okazję, by zobaczyć mniej formalną twarz przyszłego genseka. Xi w oficjalnych przemówieniach przytaczał cytaty z filmów i reklam, na kukurydzianej farmie w stanie Iowa wspinał się na wielki ciągnik rolniczy, w Kalifornii zahaczył o Hollywood i bez krawata obejrzał mecz koszykówki miejscowych Lakersów. I nie ma się co dziwić, bo w Państwie Środka chińskie gwiazdy NBA i hollywoodzcy aktorzy są znacznie lepiej znani niż komunistyczny delfin.

O Chinach w Roku Smoka piszemy na s. 51.

Polityka 08.2012 (2847) z dnia 22.02.2012; Flesz. Świat; s. 10
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną