Archiwum Polityki

Strzał w granicach prawa

W USA nie cichną kontrowersje po zabójstwie czarnoskórego 17-latka Trayvona Martina na Florydzie. Czy patrolujący okolice „strażnik obywatelski” George Zimmerman z zimną krwią zastrzelił nieuzbrojonego chłopaka, czy działał, jak sam twierdzi, w obronie koniecznej? Z zeznań świadków i zabójcy wynika, że sprawa nie jest tak jednoznaczna jak na początku, gdy Zimmermana posądzono o zbrodnię na tle rasistowskim. Niezależnie od ostatecznego wyniku śledztwa podważa ona amerykańskie rozumienie prawa do samoobrony.

Niemal w całej Ameryce intruz wchodzący do domu bez zgody właściciela musi zakładać, że może zostać zastrzelony. 25 stanów, w tym Floryda, poszło dalej – obowiązuje tam prawo Stand Your Ground (Nie ustępuj): ofiara dowolnej napaści może zabić napastnika, jeśli uzna, że jej życie jest zagrożone. Ustawy uchwalono przeważnie w ostatniej dekadzie, zwykle nie definiują samego zagrożenia. Na Florydzie oddalono zarzut zabójstwa postawiony mężczyźnie, który dogonił i zasztyletował złodzieja, gdy ten ukradł mu z samochodu radio. Sędzia orzekł, że śmiertelne zagrożenie stanowił worek z ukradzionymi radiami, którymi złodziej wymachiwał.

W latach 2000–10 liczba zabójstw pozostawała w USA na niezmienionym poziomie, ale „zabójstw uzasadnionych” – w obronie koniecznej – wzrosła o 85 proc., ze 176 do 326. Na samej Florydzie zwiększyła się prawie trzykrotnie. Na ogół nie jest jasne, dlaczego zabójcy czuli się zagrożeni – wystarczy, że po zatrzymaniu powołają się na obronę konieczną, a policja, jeśli nie ma innych przesłanek, nie może prowadzić śledztwa o zabójstwo.

Polityka 15.2012 (2854) z dnia 11.04.2012; Flesz. Świat; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną