Archiwum Polityki

Prawosławny flirt

Rosyjscy turyści zalewają Grecję. W tym roku, mimo że potrzebują wiz strefy Schengen, przyjedzie ich tu ponad milion. Dwa razy więcej niż dwa lata temu. Rosjanie odwiedzają klasztory na świętej górze Athos – szczególnie w czasie prawosławnych świąt, opalają się na Krecie i Santorini, kupują domy na półwyspie Chalkidiki i coraz chętniej robią w Grecji interesy. I w grę wchodzą już nie tylko małe sklepiki z futrami i biżuterią, które w latach 90. pojawiły się w turystycznych miejscowościach, ale biznes na znacznie większą skalę, taki jak choćby zakusy Gazpromu na udziały w greckim koncernie gazowym DEPA. Moskwa też chętnie widziałaby w Pireusie rosyjskie okręty, bo jeśli prezydent Baszar Asad odda władzę, Rosjanie stracą możliwość korzystania z baz morskich w Syrii.

Grecy natomiast woleliby robić interesy z Europą Zachodnią, ale z drugiej strony widzą potencjał Rosji, która np. niedawno pożyczyła Cyprowi 2,5 mld euro na spłaty długów, i czują, że Rosję lepiej mieć po swojej stronie. Dlatego w rozpoczętej właśnie kampanii przed majowymi wyborami stosunki z Rosją stały się elementem międzypartyjnych rozgrywek. Lider opozycyjnej partii Nowa Demokracja i najbardziej prawdopodobny przyszły premier Antonis Samaras, obiecuje, że jeśli wygra, Rosjanie, którzy nabyli w Grecji nieruchomości, uzyskają prawo do 10-letniego pobytu na zasadach rezydenta, co w praktyce jest równoznaczne z uzyskaniem obywatelstwa. A partia Niezależnych Greków przekonuje, że jeśli Grecja będzie potrzebowała następnej pożyczki, to nie powinna już liczyć na wsparcie Unii, tylko zwracać się o pomoc do Moskwy.

Polityka 16.2012 (2855) z dnia 18.04.2012; Flesz. Świat; s. 9
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną