Archiwum Polityki

Artur i Minimki

Głęboko wierzę, że niezmiernie ważne jest pielęgnowanie w sobie wewnętrznego dziecka”. Zdanie wypowiedziane przez francuskiego reżysera Luca Bessona pasuje jak ulał do wszystkiego, co do tej pory zrobił. Także, a nawet zwłaszcza, do wyczekiwanej ekranizacji powieści jego autorstwa „Artur i Minimki”. Przetłumaczona na kilkanaście języków i wydana również w Polsce książka Bessona cieszy się nad Sekwaną sławą, sprzedano ponad milion egzemplarzy, a nakręcona na jej podstawie baśń bije rekordy powodzenia. Czteroczęściowy cykl „Artur i Minimki” (ekranizacja obejmuje dwa pierwsze tomy) miesza i dowcipnie przetwarza wiele wątków zaczerpniętych z „Alicji w krainie czarów”, „Władcy Pierścieni”, średniowiecznych opowieści arturiańskich oraz niezliczonej liczby młodzieżowych seriali o dorastaniu i pokonywaniu słabości. Jej bohaterem jest 10-letni chłopiec wychowywany przez babcię, który udaje się w niebezpieczną podróż do magicznego świata elfów w celu odnalezienia mitycznego skarbu. Fabuła może nie ma tej finezji co uwielbiany przez wszystkich „Shrek”, niemniej tym, co przykuwa uwagę i budzi podziw, jest sposób, w jaki została ona opowiedziana. Perfekcyjna kombinacja filmu aktorskiego z techniką animacji 3D w ogóle nie przypomina dość opatrzonej już disneyowsko-pixarowskiej estetyki. Sympatyczne stwory, z wielkimi, okrągłymi oczami zachwycają nowoczesnym, a jednocześnie nieziemskim wyglądem. Celne w swojej prostocie wzruszające dialogi podkładane przez gwiazdy kina (w polskiej wersji „grają” m.in. Daniel Olbrychski, Gabriela Kownacka, Joanna Brodzik i Michał Milowicz) są popisem dobrego smaku i humoru.

Polityka 2.2007 (2587) z dnia 13.01.2007; Kultura; s. 54
Reklama