Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Nie ma jak rodzina, czyli proradzieckie dynastie

Le roi est mort, vive le roi! Król umarł, niech żyje król! Tak francuscy heroldowie ogłaszali zmianę na tronie. Co krzyknąć w Turkmenii po śmierci Saparmurata Nijazowa? Delifin może i jest – mieszka w Wiedniu, handluje ropą i gazem – ale na następcę Turkmenbaszy się nie nadaje. Murad Nijazow to szaławiła i hazardzista. Nie interesuje się polityką, dystansuje się od dziwacznych pomysłów ojca i otaczającego go kultu. Gdyby Murad zechciał włączyć się do walki o władzę i wystartował w wyborach zaplanowanych na 11 lutego, byłby naturalnie kandydatem nr 1, jednak w Aszchabadzie większe wpływy ma dotychczasowy wicepremier, a obecnie tymczasowy prezydent, z zawodu dentysta, Kurbanguły Berdymuhammedow. Zrobiono już wiele, by stomatolog zwyciężył: zmieniono konstytucję (przed nowelizacją p.o. prezydenta nie mógł ubiegać się o przywództwo), znikają opozycyjni konkurenci, a szef centralnej komisji wyborczej stwierdził, że zrobi wszystko, by Berdymuhammedowi się powidło.

Tak poważnych kłopotów z sukcesją nie było na drugim brzegu Morza Kaspijskiego w Azerbejdżanie, gdzie w 2003 r. tuż przed wyborami prezydenckimi schorowany Hejdar Alijew naznaczył następcą syna Ilhama. Junior, także lubiący spędzać czas przy ruletce, wygrał w cuglach – Alijewowie stali się pierwszą dynastią w byłym ZSRR.

Inni środkowoazjatyccy władcy chętnie wzięliby z nich przykład.

W Kazachstanie Nursułtan Nazarbajew z braku męskiego potomka szykuje na następczynię córkę Darigę. W Uzbekistanie prezydent Isłam Karimow (od 18 lat trzymający kraj żelazną ręką) broni tronu dla córki Gulnary, która na razie pomnaża wielomilionowy majątek. Rządzący Tadżykistanem od 1992 r.

Polityka 1.2007 (2586) z dnia 06.01.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama