Archiwum Polityki

Noworoczne truizmy

W księgarni kolejna encyklopedia „białych plam”. Intencja jest zbożna i słuszna. Ujawnić, co przemilczane, wyjaśnić, co zakłamane... Tyle tylko, że obok plam tamtych pojawia się, rozlewa i powiększa z dnia na dzień plama kolejna, wymalowywana pracowicie i systematycznie przez urzędników z IPN (nie historyków – tytuł do tego dumnego miana stracili już dawno i bodaj definitywnie). Plama ta ma zaś na imię PRL, czyli czterdzieści pięć lat dziejów Polski.

W nowym roku warto by więc może przypomnieć parę faktów, oczywistych niby, a jednak przez ipeenopodobnych – z których coraz częściej przykład zaczynają brać szkoły – wyrzucanych w studnie ciemnej niepamięci. Owszem, trochę wstyd powtarzać takie truizmy, cóż jednak robić, kiedy ręce opadają, słuchając studentów, prawda – lata mijają – w 1989 zmierzali dopiero do przedszkola, powtarzających manichejskie przeklęcia i przez ich pryzmat oceniających ludzi.

Otóż dawno temu, za górami, za lasami, w Teheranie, Jałcie i Poczdamie mocarstwa, w tym nasi najukochańsi sojusznicy, dogadali się w sprawie podziału świata. Pan prezydent Stanów Zjednoczonych, pan premier Wielkiej Brytanii i pan Pierwszy Sekretarz odpowiedniego biura w Moskwie, Gruzin z nieświeżą cerą i nierówno przystrzyżonym wąsikiem, z pełnym wzajemnym zrozumieniem założyli sobie niedźwiedzia i podpisali, co im było w danej chwili wygodne. Nikt żadnych Monte Cassino, Powstań Warszawskich ani Katyniów nie brał pod najmniejszą uwagę. Nie brał, jak i nie bierze dzisiaj. Tak oto znalazła się Polska po złej, a nawet tragicznie złej stronie. Tyle że w tym momencie wszystko było przesądzone.

Polityka 1.2007 (2586) z dnia 06.01.2007; Stomma; s. 86
Reklama