Archiwum Polityki

Teatr bez Dejmka

31 grudnia 2002 r. zmarł Kazimierz Dejmek. Reprezentował ginący już gatunek dyrektora teatru, dla którego miejsce pracy jest zarazem miejscem życia.

Był człowiekiem wielu paradoksów. Do historii wszedł jako realizator „Dziadów”, których zdjęcie z afisza w 1968 r. doprowadziło do marcowych demonstracji studenckich. A przecież spektaklem tym Teatr Narodowy czcił 50 rocznicę Rewolucji Październikowej. Wyrzucony z Narodowego, napiętnowany przez władze, zyskał ogromną popularność, z której nie zamierzał korzystać. Nie lubił wielkich gestów, w stanie wojennym nie przyłączył się do ogłoszonego przez środowisko teatralne bojkotu, wręcz przeciwnie, po latach nazwał tę demonstrację „gestem kabotyna”. Przestał być ulubieńcem środowiska, dla wielu został wrogiem.

Pozostał wierny ideałom socjalistycznym w idealistycznej wersji. Nie zachwycał się przesadnie zaletami ustroju budowanego po 1989 r. Dał się jednak uwieść PSL, a nawet sprawował urząd ministra kultury.

Kiedy wrócił do reżyserowania, uprawiał teatr nieco konserwatywny. Najmłodsi krytycy nie mogli uwierzyć, że stał kiedyś na czele teatralnej awangardy. Dziś pisze się przede wszystkim o „Dziadach”, a przecież największą zasługą Dejmka były dramaty staropolskie oraz repertuar współczesny.

A na koniec wybrał „Hamleta”, którego przygotowywał do ostatnich dni w łódzkim Teatrze Nowym, w którym zaczynał i do którego wrócił.

Wspomnienie Marka Grońskiego – s. 97

Polityka 2.2003 (2383) z dnia 11.01.2003; Ludzie i wydarzenia; s. 13
Reklama