Ariel Szaron nie jest zainteresowany pokojem. Nie ma nic przeciwko pokojowi, gdyby miało do niego dojść, ale nie bardzo w to wierzy. Szaron wierzy w walkę i na walce zeszło mu całe życie. Brał udział we wszystkich izraelskich wojnach, począwszy od 1948 r. W jego opinii wojna toczy się nadal. Izrael ciągle musi walczyć o przetrwanie, ponieważ nie można ufać, iż Arabowie wyzbyli się nienawiści, nie mówiąc już o trwałym uznaniu państwa żydowskiego pośrodku arabskich ziem. Większość toczonych przez Szarona wojen skończyła się zwycięstwem, oprócz operacji libańskiej w 1982 r. W ojczyźnie obwiniano go za ciężkie straty wśród izraelskich żołnierzy, a komisja rządowa uznała go pośrednio odpowiedzialnym za masakrę w obozach dla Palestyńczyków w Sabrze i Szatili. Szaron musiał ustąpić ze stanowiska ministra obrony i przez lata pozostawał w cieniu. Teraz wrócił i powtarza: to ja miałem rację. Oni są naszymi wrogami. Oni nie chcą pokoju. Wszyscy to widzą. Jedyne co pozostaje Izraelowi to wymuszać okresy spokoju, jak w 1948, 1967 i 1973 r. Że te walki nigdy się nie skończą? To co z tego? Życie jest ciężkie. Że Palestyńczycy chcą mieć swoje państwo? To ich problem.