Archiwum Polityki

Nie chcemy się przytulać

Donald Tusk, współtwórca Platformy Obywatelskiej

Jak pan opisze dziś nową rzeczywistość polityczną?

Trzeba uznać, że ten Sejm jest tak reprezentatywny dla polskiego społeczeństwa jak żaden poprzedni.

Czy to dobrze?

W jakiś sposób tak. Nie mówię oczywiście o formach zachowania się niektórych osób, które muszą budzić bardziej stanowcze reakcje. Ale prawdą jest, że do demokratycznej gry, podkreślam: demokratycznej, weszły siły aktywne dotąd poza parlamentem, ale wyrażające poglądy i oczekiwania setek tysięcy Polaków.

Weszły – ale co wniosły?

Zapytajmy więc: czym naprawdę różni się Samoobrona – bo ona jest najbardziej bulwersującym nosicielem tej nowej formy – od SLD, PSL czy dużej części Solidarności? Niczym. Większość polskich ugrupowań to roszczeniowe korporacje, bardziej związki zawodowe niż partie polityczne, dla których grupowy przywilej zawsze będzie ważniejszy od uniwersalnej zasady. Samoobrona tylko zwulgaryzowała formę, zerwała maskę hipokryzji. W tym wydaniu polityka służy temu, by dorwać się do władzy i jak najwięcej wyszarpać; w wersji prymitywnej – dla siebie, w wersji bardziej europejskiej – dla swego elektoratu. Przesadzam? Nie bardzo. Otóż jestem przekonany, że ten brutalny często Sejm jest wyrazicielem realnie istniejących interesów i społecznych oczekiwań. Przedstawiciel proeuropejskiego establishmentu znacząco puka się w głowę, gdy działacz Ligi Polskich Rodzin podnosi krzyk w sprawie sprzedaży polskiej ziemi. Osobiście uważam, że ziemi nie należy traktować metafizycznie, ale podobnie jak inne dobra, które powinny podlegać regułom rynkowym. Dostrzegam jednak, że w Polsce nie tylko grupa radykałów, ale miliony ludzi mają problem, jak zdefiniować swój stosunek do ziemi. Może dlatego, że są ukształtowani przez lektury i wóz Drzymały mocno utkwił w ich świadomości, ale może także dlatego, że wielopokoleniowe doświadczenie zrodziło obawy przed wydziedziczeniem.

Polityka 15.2002 (2345) z dnia 13.04.2002; Rozmowa Polityki; s. 22
Reklama