Irak, Iran i Korea Północna tworzą razem – przynajmniej według prezydenta George’a Busha – światową „oś zła”. Dziś mają jeszcze jedną cechę wspólną – zupełnie nie wiadomo, jak interpretować nadchodzące stamtąd wiadomości. W Iraku inspektorzy ONZ szukający tam broni masowego rażenia ani rusz nie mogą trafić na jej ślady, zaś sam Irak dalej zaprzecza, by kontynuował programy budowy zakazanej broni atomowej, chemicznej czy biologicznej. Tymczasem szybko zbliża się początek lutego – podawana przez ekspertów wojskowych optymalna data rozpoczęcia interwencji zbrojnej. Jak sobie Waszyngton poradzi z uzasadnieniem tej operacji przed opinią publiczną – nie wiadomo. Sekretarz generalny NATO lord Robertson oświadczył, że Sojusz ma „moralny obowiązek” poparcia amerykańskiej wojny w Iraku, zwłaszcza że Amerykanie trzymają się ścieżki ONZ. Z kolei jednak inni członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ nie są tak pewni tej oceny. Rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Jurij Fiedotow ocenił wręcz, że USA pogwałcą prawo międzynarodowe i zagrożą całej walce z terroryzmem międzynarodowym, jeśli jednostronnie zaatakują Irak.
Nie ma też zgody mocarstw w ocenie zagrożenia irańskiego. W ub. tygodniu Rosja podpisała nowe porozumienie z Iranem, które doprowadzi do ukończenia w tym roku budowy pierwszego irańskiego reaktora atomowego. Moskwa odrzuca zaniepokojenie Waszyngtonu, podkreśla, że reaktor przeznaczony jest jedynie do użytku cywilnego i chce Iranowi pomagać w budowie kolejnego reaktora, bo Iran nie ma nic do ukrycia przed inspektorami Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Za to Korea Północna – na cztery dni przed końcem roku – oświadczyła, że usunie takich inspektorów z kraju i wznowi swój program atomowy, wbrew wcześniejszym zobowiązaniom złożonym Waszyngtonowi.